treść strony

Edukacja dorosłych kuleje

Dorośli Polacy chcą się uczyć, więc uczelnie powinny dawać im więcej możliwości – podkreśla dr Agnieszka Anielska, autorka pracy na temat studiów podyplomowych w polskich uczelniach, nagrodzonej w konkursie Monografie FRSE.

  • fot. Paweł Paszko

JM-W: Z pani badań wynika, że Unia Europejska promuje uczenie się przez całe życie, a tymczasem oferta studiów podyplomowych na polskich uczelniach publicznych jest dość uboga. Powinny one brać przykład ze szkół wyższych funkcjonujących w innych krajach?
AA: Wzorców nie muszą szukać za granicą, bo dobre praktyki można dostrzec również w naszym kraju – w szkolnictwie niepublicznym. Zwłaszcza że kadrę dydaktyczną w obu sektorach stanowią często te same osoby, których podstawowym miejscem pracy jest np. uniwersytet. Uczelnie niepubliczne – w przeciwieństwie do publicznych – oferują szeroki wachlarz studiów podyplomowych i od lat mają wielu chętnych do kształcenia na proponowanych kierunkach, wyprzedzając zdecydowanie w statystykach szkoły publiczne.

Placówki niepubliczne mają lepiej przygotowaną ofertę, ponieważ muszą się bardziej starać, by przyciągnąć kandydatów. Utrzymują się bowiem z wpłacanego przez studentów czesnego.
To prawda, a gdy osoba dorosła finansuje studia z własnych pieniędzy, ogląda złotówkę z każdej strony i zastanawia się nad opłaceniem studiów tak samo, jak nad zakupem każdego innego dobra czy usługi. Jednak uczelnie niepubliczne, choć wydawać by się mogło, że mają mniejsze możliwości i zasoby kadrowe niż publiczne, od lat przyciągają znacznie więcej słuchaczy studiów podyplomowych. Szybko i skutecznie reagują na zmieniające się potrzeby i zainteresowania odbiorców, a następnie przygotowują dla nich odpowiednie propozycje.

Zatem przed uczelniami publicznymi w Polsce stoi wyzwanie.
Uczelnie publiczne mają potencjał, który w tym obszarze nie jest w pełni wykorzystywany. Nie są w stanie tak szybko jak placówki niepubliczne odpowiadać na zapotrzebowanie zmieniającego się rynku pracy. Mają też inne obszary działalności i inne grupy interesariuszy traktują priorytetowo. Na przykład dla szerokoprofilowego uniwersytetu priorytetem będzie działalność naukowa i dydaktyka zorientowana na tzw. tradycyjnych odbiorców, czyli młodzież w wieku studenckim.

Co zrobić, by publiczne uczelnie kształciły więcej osób dorosłych?
Duży problem dostrzegam między innymi na poziomie organizacyjno-strukturalnym. Wynika on z hierarchicznej struktury uczelni i złożonego procesu decyzyjnego. Nawet jeżeli jakaś uczelniana jednostka w swoim obszarze potrafi doskonale rozpoznać potrzeby zewnętrzne i zaproponować działania, które na nie odpowiadają, to decyzja o tym musi przejść przez wiele szczebli, zmierzyć się z rozmaitymi grupami interesów. Od pomysłu do jego realizacji upływa szmat czasu. A przecież na rynku pracy wszystko zmienia się tak dynamicznie, że gdy wprowadzimy nową propozycję za dwa-trzy lata, to rynek i konkurencja nas już dawno wyprzedzą. To jest ogromna trudność, o której słyszałam od pracowników uczelni publicznych w trakcie moich badań. Bardzo ich ona demotywuje. W szkołach niepublicznych ta droga – od podjęcia decyzji do wprowadzenia zmiany w życie – jest zdecydowanie szybsza. Skrócenie ścieżki decyzyjnej i wsparcie inicjatywy pracowników mogłoby zmienić sytuację uczelni publicznych.

Czyli to długi proces decyzyjny nie pozwala uczelniom publicznym w pełni rozwinąć potencjału?
Jest to na pewno jeden z istotnych czynników. Widać to na przykładzie samej oferty kształcenia, która w placówkach niepublicznych zmienia się bardzo dynamicznie, a na publicznych – dużo wolniej. Uczelnie niepubliczne na bieżąco monitorują rynek, analizują potrzeby i na nie odpowiadają. Działają po prostu szybciej i skuteczniej. Rozwijają też współpracę na zasadzie outsourcingu – zlecają zewnętrznym specjalistom przygotowanie nowych propozycji edukacyjnych, które następnie trafiają do ich oferty. To też nie pozostaje bez wpływu na ich zwinne poruszanie się na rynku edukacyjnym.

Czyli nie ma gotowej recepty na to, by szybko zwiększyć ofertę kształcenia dla osób dorosłych na polskich uniwersytetach?
Niestety, bywa tak, że im recepta prostsza, tym trudniej wprowadzić ją w życie. Kluczowe znaczenie mają tu priorytety poszczególnych typów uczelni, o których wspomniałam wcześniej, jednak przeszkody strukturalne na pewno nie ułatwiają nikomu zadania.

W swoich badaniach, dotyczących kształcenia osób dorosłych w Polsce, uwzględnia pani jeszcze jedną kategorię szkół wyższych – państwowe uczelnie zawodowe, które również nieźle sobie radzą z ofertą dla osób dorosłych.
Tak, te szkoły to ciekawostka, pewna nisza, wiele osób w ogóle nie zdaje sobie sprawy z ich istnienia. A szkoda, bo w tym przypadku prawdziwe okazuje się powiedzenie „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Ten typ szkół łączy wybrane cechy charakterystyczne dla uczelni publicznych i niepublicznych, co pozwala dobrze i sprawnie odpowiadać na potrzeby rynku. Państwowe uczelnie zawodowe, podobnie jak uczelnie publiczne, opierają się na stabilnym publicznym finansowaniu. Z kolei z placówkami niepublicznymi łączy je to, że mają prostszą strukturę i są bardziej sterowne. Oba te atuty potrafią wykorzystać. Podam przykład jednej z uczelni, której się przyglądałam. Zaobserwowano tam, że na lokalnym rynku jest spora grupa osób dorosłych, które chciałaby kontynuować edukację. Z uwagi na pracę zawodową lub obowiązki rodzinne nie miały one możliwości uczestnictwa w zajęciach w ciągu dnia, zaś przeszkodą w podjęciu studiów zaocznych były finanse. Z myślą o tych osobach stworzono na nieodpłatnych studiach stacjonarnych grupę, która zajęcia realizowała w godzinach popołudniowych.

W swojej pracy wspomina pani o tzw. edukacji piątego poziomu, który określa się mianem „brakującego ogniwa”, bo mógłby świetnie zagospodarować część obszaru edukacji osób dorosłych w Polsce.
Patrząc na dwie ostatnie dekady i ogromny sukces chociażby Uniwersytetów Trzeciego Wieku, widać, że mamy aspiracje edukacyjne. To nie ich brak jest problemem. Dorośli Polacy chcą się uczyć, ale nie zawsze znajdują dla siebie ofertę. I tu właśnie jest miejsce dla edukacji „piątego poziomu”, czyli krótkich cyklów kształcenia, które w Polskiej Ramie Kwalifikacji sytuują się między szkołą średnią a studiami wyższymi. W Polsce piąty poziom właściwie w ogóle nie istnieje – nie ma go ani w świadomości społecznej, ani w ofercie wyższych szkół zawodowych, które są uprawnione do jego prowadzenia. A przecież potrzeba przebranżawiania się, aktualizacji wiedzy jest coraz większa, bo zmieniamy pracę częściej, niż miało to miejsce w poprzednich pokoleniach. Wiem, że uczelnie akademickie ubiegają się o możliwość prowadzenia kształcenia w tej formie, jednak obawiam się, że w najbliższym czasie nic się w tej materii nie zmieni.

Dlaczego?
Potrzeba czasu, aby zbudować w Polsce świadomość istnienia edukacji na piątym poziomie. Przed nami ogromna praca, aby wszyscy – pracodawcy i pracownicy – zrozumieli, czym ona tak naprawdę jest i co dzięki niej możemy zyskać. Myślę, że to praca raczej na dekady. Szkoda, bo piąty poziom to ciekawe narzędzie, które od lat jest wykorzystywane w Europie, na przykład w Holandii czy Norwegii, a my wciąż nie potrafimy z niego skorzystać. Dzięki krótkim cyklom kształcenia w niedługim czasie można zmienić ścieżkę zawodową i lepiej dopasować się do rynku pracy. Zyskuje na tym i człowiek, i gospodarka. Niemniej wierzę, że zmiana kulturowa, choć jest trudna, to nie niemożliwa. Przecież trzyletnie studia licencjackie początkowo też spotykały się z niechęcią części środowiska.

Dr Agnieszka Anielska – absolwentka studiów doktoranckich na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie pod kierunkiem dr. hab. Dominika Antonowicza, prof. UMK, przygotowała rozprawę doktorską z pogranicza socjologii i zarządzania w szkolnictwie wyższym. Od lat zawodowo związana z sektorem szkolnictwa wyższego, aktualnie pracuje w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym jako koordynatorka ds. popularyzacji nauki. Jej praca Szkolnictwo wyższe wobec studentów nietradycyjnych. Strategie uczelni w obszarze kształcenia dorosłych na przykładzie studiów podyplomowych ukazała się nakładem Wydawnictwa FRSE.

Monografie FRSE to konkurs na najlepsze prace naukowe poświęcone edukacji. W roku 2021 Kapituła Konkursu – oprócz publikacji, której poświęcony jest wywiad – najwyżej oceniła prace: Perspektywy kształcenia nauczycieli języków specjalistycznych w Polsce pod red. dr Joanny Kic-Drgas i dr Joanny Woźniak oraz Doświadczenie pobytu w Polsce w narracji zagranicznych studentów dr hab. Emilii Wąsikiewicz-Firlej, dr hab. Anny Szczepaniak-Kozak i dr. hab. Hadriana Lankiewicza.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 3/2022: