treść strony

Jedziemy, kochanie – erasmusowe małżeństwo

Moni i Tomi, czyli Monika i Tomas Yanccoli. Ona Polka, on Chilijczyk. Poznali się 10 lat temu w Maladze, gdzie ona studiowała w ramach Erasmusa. Dziś są małżeństwem, razem pracują, zwiedzają świat i prowadzą blog podróżniczy „VamosHoney”.

  • fot. Archiwum prywatne

  • fot. Archiwum prywatne

2004 – Monika, uczennica gimnazjum, zaczyna się interesować Ameryką Południową. Szczególnie mocno intryguje ją temat prekolumbijskich cywilizacji, zgłębia go w naukowej literaturze. Ponad 13 tysięcy kilometrów dalej, w Chile, 20-letni Tomas rozpoczyna studia na kierunku budownictwo. Pewna osoba wróży mu z ręki, że kiedyś pozna dziewczynę, z którą będzie dużo podróżował. Tomas myśli, że chodzi o długie podróże busem z domu do szkoły i o liczne przeprowadzki. W końcu mieszkał już w stolicy, Santiago, i w małej wiosce pod Andami.

2008 – Monika zaczyna studiować turystykę na SGGW (Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego) w Warszawie. Chce poszerzać horyzonty, przełamywać własne bariery. Tomas trzy lata wcześniej porzucił studia w Chile i przeniósł się wraz z najbliższą rodziną do hiszpańskiej Malagi.

2012 – Po trzecim roku studiów Monika przenosi się do Krakowa na studia magisterskie. Ma też pewne marzenie – chce wyjechać na wymianę w ramach Erasmusa. Wewnętrzny głos podpowiada jej, że najlepsza będzie Hiszpania. Zbieg okoliczności sprawia, że wybór pada na słoneczną Malagę. Tomas również studiuje w tym czasie turystykę, ale na Universidad de Malaga. To tam wpadają na siebie po raz pierwszy. Jednak dopiero miesiąc po pierwszym spotkaniu zamienią ze sobą kilka słów. Razem zwiedzą stolicę Andaluzji – Sewillę, polecą na Majorkę. Pół roku później Tomas oświadczy się Monice. Bardziej romantycznego miejsca niż Wenecja nie mogła sobie wymarzyć.

2013 – Moni i Tomi stają na ślubnym kobiercu w Krakowie.

2016 – Od trzech lat mieszkają w ukochanym Krakowie, pracują na etacie. Urlopy i długie weekendy wykorzystują na odkrywanie zakątków Polski i Europy. W międzyczasie powstaje pomysł na „VamosHoney” – blog o podróżach. Postanawiają opisywać na nim własne przygody. Nazwa to hiszpańsko-angielski patchwork, w tłumaczeniu na język polski oznacza: „Jedziemy, Kochanie”. Najwięcej wpisów na blogu dotyczy podróży do Chile, gdzie lecą, aby odwiedzić rodzinę Tomiego. Zostają tam półtora roku.

2018 – Państwo Yanccoli wracają do Europy. Na miejsce do życia wybierają Malagę, ponieważ tam się zaczęła historia ich związku.

2021– Na świat przychodzi ich synek Ignacio.

AS-Z: Miło was widzieć. Umówmy się, że ja zadaję pytania, a każde z was odpowiada zgodnie z pierwszym skojarzeniem. Zacznijmy. POLSKA CZY HISZPANIA?
Monika: Zdecydowanie Malaga, choć dużym sentymentem darzymy też Kraków, który traktujemy jako jeden z naszych domów. Poza tym to stamtąd wyjechałam na Erasmusa. Teraz jednak właśnie w Maladze czuję się najlepiej. Słońce, szum morza, spacery po plaży, język hiszpański wokół – to zdecydowanie moje klimaty.
Tomi: A mnie bardzo podobało się mieszkanie w Polsce. Lubię polskie góry, krajobrazy i śnieg. Uwielbiam Kraków i mógłbym tam mieszkać, choć bardzo przeszkadza mi tamtejszy smog.

MAŁŻEŃSTWO – bardziej po polsku czy po chilijsku?
Tomi: U nas przeważa chilijskie podejście do rodziny, kultury bliskości, otwartości. W domu rozmawiamy po hiszpańsku, choć zdarza nam się dodać do wypowiedzi jakieś polskie słowo.
Monika: U mnie pojawia się syndrom żony i matki Polki. Staram się kultywować polskie tradycje, gotuję od czasu do czasu według naszych tradycyjnych przepisów – mąż bardzo lubi polską kuchnię, o ile nie podam mu śledzia czy galarety. Je nawet bigos i ogórki kiszone!

PODRÓŻE – spontaniczne czy z konkretnym planem?
Monika: W naszym przypadku dużo bardziej sprawdza się spontan, zwłaszcza przy bliższych i krótkich wyjazdach oraz wycieczkach. Czasem wybieramy po prostu konkretne miejsce i robimy wstępny zarys podróży. A harmonogram tworzymy w trakcie wyjazdu.
Tomi: Ja lubię spontaniczne wyjazdy, choć wolę wiedzieć, dokąd jedziemy i gdzie będziemy spać. Naszą domeną są nieprzewidziane zwroty akcji, dlatego często musimy dostosowywać się na bieżąco do zaistniałych okoliczności.

ERASMUS – nauka czy integracja?
Monika: Przed wyjazdem na Erasmusa myślałam, że ten program to przede wszystkim integracja. I oczywiście w dużej mierze był to dla mnie czas poznawania ludzi z innych krajów, kultur, imprez i wspólnych wyjazdów. Jednak nauki też miałam sporo. Zajęcia odbywały się od poniedziałku do piątku. Miałam zajęcia z Hiszpanami, a język hiszpański znałam tylko na podstawowym poziomie. Odrabianie zadań czy zdawanie egzaminów było więc sporym wyzwaniem. Ale ponieważ Tomi był ze mną w jednej grupie, to pomagał mi w nauce. Erasmus niewątpliwie wpłynął na moją osobowość i poszerzenie horyzontów. Dał mi odwagę do samodzielnych i spontanicznych wyjazdów oraz podróży. Zdecydowanie muszę przyznać, że Erasmus wywrócił moje życie o 180 stopni. Przywiozłam z niego męża, a Malaga stała się moim drugim domem.
Tomi: W naszym przypadku można powiedzieć, że nauka z integracją szły w parze. Pomagałem Monice przebrnąć przez semestr, a tym samym zbliżaliśmy się do siebie, co zaowocowało związkiem. Mimo że ja sam nie byłem wówczas uczestnikiem Erasmusa, to mogłem się nim poczuć dzięki kontaktowi z Moniką i jej erasmusowymi znajomymi oraz współlokatorami. Poznałem bardzo wielu ciekawych ludzi. To doświadczenie wpłynęło na mnie tak silnie, że po zakończeniu ostatniego semestru studiów skorzystałem z praktyk w ramach programu Erasmus. Dzięki temu przeniosłem się do Krakowa i zamieszkałem z Moniką. Tym samym zakończyliśmy związek na odległość i rozpoczęliśmy wspólne życie. A same praktyki też były bardzo ciekawe – pracowałem przy internetowym przewodniku prowadzonym przez naszych znajomych, poznanych podczas erasmusowej wyprawy do Walencji z okazji fiesty Las Fallas.

KULINARIA – tradycja czy eksperymenty?
Monika: Oboje bardzo lubimy gotować, choć to ja więcej czasu spędzam w kuchni. Polskie pierogi czy schabowego oraz chilijskie empanadas przygotowuję sporadycznie. Za to w naszym jadłospisie jest dużo wpływów różnych kultur i sporo fantazji.
Tomi: Jest miejsce i na polską ogórkową, i na chilijskiego hot doga z awokado, i na chińszczyznę. Ale mój zwykły ryż do obiadu przygotowany według babcinego przepisu nie ma sobie równych.

VAMOS HONEY – praca czy sposób na życie?
Monika: Ze względu na pandemię i narodziny naszego synka działalność blogowa stanęła w miejscu. Zmienił się też sposób naszego podróżowania. Chociaż blog nie jest naszą pracą, to można powiedzieć, że jest naszą bazą do innych projektów. Zaczęliśmy od fotografowania i kręcenia filmów promocyjnych dla turystyki i nieruchomości (w tym celu stworzyliśmy firmę Yanccoli Photo & Films). Filmujemy i fotografujemy również śluby pod marką „Vamoshoney Wedding Stories”.
Tomi: Skład VamosHoney powiększył się o nowego członka i mam nadzieję, że niedługo wznowimy pisanie bloga w zupełnie nowej formie.

ŚLUB – formalność czy ważne przeżycie duchowe?
Monika: Nasz ślub i wesele zorganizowaliśmy w niecałe trzy miesiące. Dla nas to miała być formalność, a wyszło tradycyjne polskie weselicho, ze ślubem kościelnym włącznie. I to była naprawdę wspaniała impreza.
Tomi: Pomiędzy wszystkimi formalnościami i papierologią to było bardzo sentymentalne przeżycie, zwłaszcza że towarzyszyły mi najbliższe osoby: rodzice, brat oraz dziadkowie, którzy przybyli aż z Chile.

DZIECKO – co będzie najważniejsze w wychowaniu?
Monika: Chyba najbardziej chcielibyśmy zaszczepić w synku ciekawość świata, otwartość i tolerancję. Dla mnie bardzo ważne będzie też budowanie w naszym małym Hiszpanie tożsamości i przywiązania do ojczyzny – tej polskiej i tej chilijskiej. Największym wyzwaniem będzie chyba nauka języka polskiego, choć już od urodzenia staram się tylko w tym języku mówić do synka.
Tomi: Ja rozmawiam z Ignacio po hiszpańsku w wersji chilijskiej, chcę mu przekazać wszystko o moim kraju.

PODRÓŻE MARZEŃ – jakie?
Monika: Marzy mi się dzika podróż z plecakami, we trójkę. Na pewno musimy znowu odwiedzić Chile i przedstawić naszej chilijskiej rodzince nowego członka. A potem Patagonia, Amazonia, Kolumbia... Po głowie chodzi mi też Meksyk i road trip po USA.
Tomi: Ja chciałbym wybrać się również na Islandię i do Tajlandii.

ZWIĄZEK MIĘDZYKULTUROWY – jakie to wyzwania?
Monika: W takich związkach podstawą jest wzajemny szacunek, wyrozumiałość i tolerancja. Nasze kultury nie różnią się aż tak bardzo. Chilijczycy to, według mnie, trochę Polacy Ameryki Południowej. Na początku doskwierał mi zbyt bliski kontakt męża z matką. Dziś patrzę na to z innej perspektywy, nie czuję już tej nuty zazdrości, a nawet chciałabym, by w przyszłości mój syn miał ze mną tak bliską relację.
Tomi: Na początku najwięcej nieporozumień występuje na tle językowym. Najpierw rozmawialiśmy tylko po angielsku, później stosowaliśmy spanglish, aż po kilku latach przeszliśmy na hiszpański. Największym wyzwaniem jest – jak dla mnie – znalezienie wspólnego języka.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 2/2022: