treść strony

Leszek Możdżer: Człowiek jest na prąd

Nagrał ponad sto płyt, koncertuje na całym świecie i wszędzie kojarzą go z Polską. Leszek Możdżer, pianista i kompozytor, wystąpił podczas Gali Konkursowej IV Kongresu Edukacji.

 

  • fot. Szymon Łaszewski/FRSE

  • fot. Szymon Łaszewski/FRSE

  • fot. Szymon Łaszewski/FRSE

- Jak się czuje pięćdziesięciolatek?
- O dziwo, bardzo dobrze. Gdy byłem młodszy, myślałem, że w tym wieku będę się czuł o wiele gorzej. A fizycznie mam się znacznie lepiej niż 30 lat temu. Wtedy bardzo dużo siedziałem przy fortepianie i w pociągach – kręgosłup bardziej mi dokuczał niż dziś.

- Co tak dobrze na pana działa?
- Jestem coraz bardziej świadomy swojej tkanki powięziowej, która znajduje się między mięśniami. Jej cechą jest, że balansuje między stanem stałym
a płynnym. I tak być powinno, bo gdy robi się zbyt sztywna, może nawet wyrwać dysk. A sztywna jest np., gdy emocje wypychamy poza świadomość.

- Pan wchodzi w biologię, w której nie czuję się mocny. To zapytam o te emocje. Kontroluje je pan podczas koncertów?
- Gdy jestem na scenie, to część emocji, których doświadczam, pochodzi od słuchaczy. Dużo zależy też od tego, w jakim jestem nastroju, bo to przekłada się na reakcje widzów. Ale zawsze między nami dochodzi do wymiany energii. Często jest tak, że po dobrym koncercie artyści się upijają, żeby wyrównać stan ciała fizycznego ze swoim stanem emocjonalnym.

- Ale pan po alkohol nie sięga.
- Więcej, jestem jego przeciwnikiem. Ale rozumiem, że musi spełniać swoją rolę, czyli powoduje straty prądu. To znaczy, że zmieniają się ładunkina cząsteczkach krwi i wtedy jest inne odczuwanie emocji, bo wszystko jest bioelektryczne.

- Czy pan się na mnie uwziął? Biologia i fizyka to nie są moje dziedziny.
- Moje też nie. Ale zasada jest prosta: człowiek jest na prąd.

- Herbata z prądem w pana przypadku odpada.
- Jestem zadowolony, że do trzydziestki w ogóle nie piłem alkoholu. Dzięki temu nagrałem dziesiątki płyt i udało mi się całkiem sporo rzeczy w życiu ogarnąć, więc namawiam młodych, by unikali alkoholu. Choć czasem pomaga w okiełznaniu własnych emocji, gdy te negatywne, ale i pozytywne, stają się nie do zniesienia.

- Naprawdę Tymon Tymański nie namówił pana do napicia się?
- Nawet jemu się to nie udało. Gdy grałem z nim w zespole Miłość, nie piłem alkoholu. To było nawet tematem wielu żartów. Ale taki miałem układ ze Stworzycielem. Obiecałem mu, że do 28. roku życia nie będę pił.

- Czemu akurat do 28. roku życia?
- Gdy przystępowałem do bierzmowania, miałem 12 lat. Z tym obrzędem wiąże się zakaz picia alkoholu do 18. roku życia. A ja raz coś przed osiemnastką wypiłem. I gdy miałem 22 lata, odnowiłem to ślubowanie. Dlatego do 28. roku życia w ogóle nie sięgałem po alkohol.

- A później?
- Już tak, aczkolwiek nie jestem z tego zbyt dumny. Każdy, kto wypił alkohol, wie, jak się czuje następnego dnia. Choć podobno, gdy człowiek zasypia szczęśliwy, budzi się także szczęśliwy.

- Zdarzyło się panu wyjść na koncert rozbitym psychicznie?
- Nawet często. I wtedy muzyka staje się ratunkiem, schronieniem. A że jest językiem abstrakcyjnym, to za jej pomocą można bezkarnie wyrażać emocje w postaci organizacji dźwięków. I one są zrozumiałe przez publiczność, bo wszyscy przeżywamy podobnie.

- A publika jest pana w stanie zdołować?
- Zastanawiam się teraz, czy to widzowie mnie dołują, czy może wyciągają ze mnie to, co jest ukryte, czyli np. skłonność do popadania w negatywne stany. Ale o wiele gorsza jest publiczność zachwycona, bo zasila ego. I wtedy zaczynam uważać, że moje umiejętności są moją własnością, co powoduje, że traci się na precyzji i higienie, i pojawia się ryzyko arogancji, która dla sztuki jest niedobra.

- Zapiszmy pierwsze zdanie poradnika dla pana słuchaczy: Przed wejściem na koncert Leszka Możdżera należy...
- …po prostu się wyluzować i zająć sobą.

- Nagrywanie koncertu telefonem pana rozprasza, denerwuje czy wtedy właśnie ego rośnie?
- Nie przepadam za tym, bo to natychmiastowe zamienianie teraźniejszości w przeszłość. Nie ma sensu utrzymywać umysłu w przeszłości, czyli w materializmie, bo wszystko, co materialne, jest świadectwem przeszłości. Nie dajmy się pozbawiać świata idei, który kreuje przyszłość.

- A przyszłością są młodzi, których pan promuje na swoich festiwalach. Jeden z nich, Kuba Więcek, ma 25 lat. Niedawno opowiadał nam, że najważniejsze w muzyce są relacje międzyludzkie [„Cały ten jazz”, EdA nr 3/2020 – przyp. red.]. Pan też dużo zawdzięcza innym?
- Oczywiście. Słowo „szczęście” pochodzi od wyrazu „część”. Człowiek jest szczęśliwy dopiero, gdy ma świadomość, że jest częścią większej całości. Cała moja droga artystyczna składa się z informacji i lekcji, które odebrałem od ludzi wokół mnie.

- Co by pan powiedział młodym, którzy wchodzą w dorosłe życie, mają plany zawodowe, zaczynają robić karierę?
- Żeby być uprzejmym, taktownym i nie wpadać w negatywne stany. Ja byłem zawsze delikatny.

- Pan mówi o łagodności, a młodzi są krnąbrni. Warto mieć w sobie niezgodę na to, co dookoła nas?
Trzeba rozróżniać bunt zewnętrzny i wewnętrzny. Oczywiście każdego dnia nabieram pokory. Wystarczy przekroczyć prędkość na drodze, żeby system dysponujący swoimi narzędziami uzmysłowił mi, że wcale nie jestem najważniejszy na świecie. Świat wewnętrzny trzeba pielęgnować, a jeżeli chodzi o przejawianie go na zewnątrz, to trzeba to robić z głową. Można mówić, co się myśli, albo myśleć, co się mówi. Wyznaję tę drugą zasadę. I jeszcze: każde marzenie może się spełnić, jeśli jest podparte sercem.

- Chcieć znaczy móc?
- Chcieć to za mało. Jeszcze trzeba to kochać.

- Pan muzykę pokochał na tyle, że podporządkował jej życie. Nie żałuje pan tego?
- Trudno mi powiedzieć, bo moja droga przebiega według pewnego scenariusza i nie znam równoległych rzeczywistości, w których mógłbym uczestniczyć. W Indiach mówią, że muzyka jest źródłem wszelkiej nauki. Myśląc o niej, mówimy o częstotliwościach. Cała materia jest przez nie organizowana: poprzez konsonanse i dysonanse, więc wszystko jest muzyką. O wiele łatwiej jest zrozumieć świat, jeśli uprawia się muzykę.

- To w jakim rytmie przebiega pana życie zawodowe?
- Wdech i wydech. To najważniejszy rytm, z którym mamy do czynienia.

- Wspominał pan o scenariuszu na swój rozwój artystyczny. Wszystko odbywało się zgodnie z planem czy dużo było w tym spontanu?
Jedno i drugie. Oczywiście uczyłem się od mistrzów: podpatrywałem, jak grają, słuchałem ich wypowiedzi. Starałem się zdobyć jak najwięcej informacji. Ale miałem też wizję siebie.

- Raczej trudno zachować siebie w świecie pełnym blichtru, pieniędzy, dużych nazwisk, bycia na piedestale. Jak się temu nie poddać?
- To wszystko są pozory i życie na pokaz, które tak naprawdę jest udręką. Prawdziwe życie jest tu i teraz w prostych, drobnych czynnościach z najbliższymi: rodziną, koleżankami i kolegami. Życie na pokaz to życie na niby.

- Tyle że aktywność zawodowa wypełnia sporą część naszego życia. Jeśli działa pan w biznesie muzycznym, to jak sobie zapewnić balans między pracą a życiem wśród bliskich?
- Na pewnym etapie wchodzenia w ten świat ceni się najbardziej łagodność, delikatność i uważność. To najbardziej pożądane i wartościowe cechy. Liczy się to, jakim jesteś człowiekiem w środku i czy jesteś życzliwy wobec innych.

- I kto ma to dostrzec?
- Wszyscy nawzajem. Zwłaszcza ci, którzy zaszli wysoko i wiedzą, czym to pachnie. Jeśli człowiek staje się widoczny, pojawiają się pochlebcy i najróżniejsze naciski – od finansowych po emocjonalne. Przychodzą też osoby dręczące albo prześladowania różnego rodzaju. I wtedy liczy się życzliwość i uważność na drugiego człowieka.

 
- A jak radzić sobie z toksycznymi osobami?
- One działają na ego. Dostają się do mojego środowiska za pomocą pochlebstw. Na początku mogą sprawiać dobre wrażenie, ale z czasem, żeby przeżyć, potrzebują czerpać energię z zewnątrz i stwarzają wokół siebie problemy. Dzięki temu uzyskują uwagę innych. Z biegiem lat coraz szybciej rozpoznaje się, że jeśli ktoś ma wokół jedynie problemy, to znaczy, że sam je kreuje. Nie jest łatwo zmienić taką osobę, bo musiałaby ona zmienić myślenie, zacząć inaczej interpretować rzeczywistość, przestać używać określonych słów. Ja cały czas nad sobą pracuję, żeby nie stwarzać problemów.

- Co się panu nie udało?
- Bardzo wiele, mam pełną szufladę niezrealizowanych produkcji. I co chwila coś mi się nie udaje. Porażka jest jednym z etapów osiągania sukcesu. Jeśli się pojawia, to znaczy, że coś trzeba zmienić.

- Z hejtem w sieci pan sobie radzi?
- Coraz lepiej. Często ci, którzy hejtują, to nie są źli ludzie. Można to sprawdzić na ich profilach w mediach społecznościowych. Często są to sympatyczni ludzie ze swoimi osiągnięciami, marzeniami. Mają jakiś inny zasób informacji i dlatego hejtują.

- Boli pana to, co wypisują?
- Oczywiście, ale to jest temperowanie ego i pomaga mi porzucić utożsamianie się z własnym wizerunkiem. Bo jeśli przejmuję się za bardzo obelgami, to znaczy, przejmę się też pochlebstwami, a zatem, że łatwo mnie zmanipulować.

- Jak sobie ten dystans wypracować?
- Trzeba skupić się na oddechu i wówczas można nabrać dystansu do złych emocji.

- Oprócz oddychania coś pan jeszcze fizycznie trenuje?
- Trochę się rozciągam. Jeśli słucha się własnego organizmu, ciało jest w stanie samo się wyprowadzić z dolegliwości bólowych. Niedawno po kilku koncertach z rzędu wylądowałem na materacu z takim bólem kręgosłupa, że w żadnej pozycji nie czułem ulgi. I zacząłem wyginać ciało w różne strony, słuchając instrukcji płynących od wewnątrz. Po półtorej godziny naciągania ból ustąpił i mogłem chodzić i biegać bez żadnego problemu.

- Organizm się nie buntuje, gdy jest pan ciągle w podróży?
Bywa, że mówię: „Muszę, muszę”. A ciało na to: „A ja nie muszę”. Ostatnio gram mniej koncertów, więc mam więcej czasu, by nawiązać kontakt z własnym ciałem. I coraz lepiej się dogadujemy.

- Gdy pan był dwudziestokilkulatkiem, nie tak łatwo było wyjechać za granicę. Dziś młodzi mają niemal nieograniczone możliwości. W czym artyście najbardziej pomaga doświadczenie międzynarodowe?
- Wszystkie lotniska są takie same, ale podróżowanie pomagało mi widzieć ludzkość z jej kulturą jako ciekawe zjawisko. Dzisiaj nie podróżuję, bo czekam, aż dotychczasowy system się rozpadnie, wtedy być może do tego wrócę. Miałem okazję poznać osoby, które dysponują dużymi ładunkami bioelektrycznymi i emitują je do przestrzeni. Mają ciekawe przemyślenia, tworzą własne systemy filozoficzne. Ale gdyby tak spojrzeć na najbliższe sąsiedztwo, to nawet w promieniu kilku kilometrów można znaleźć równie fascynujących ludzi: szewc, stolarz czy kierowca taksówki też mogą inspirować. Wszystko zależy od tego, jakie się emituje częstotliwości. Na zasadzie rezonansu zawsze się znajdą odpowiedni ludzie.

- Leszek Możdżer z początków kariery muzycznej dogadałby się z dzisiejszym dwudziestolatkiem?
- Lata 90. i współczesność to inne rzeczywistości. Gdy zaczynałem, były dwa kanały telewizyjne, trzy radiowe i kilka gazet. Wtedy wystarczyło udzielić kilku wywiadów. Teraz to są dziesiątki rozmów, nagrywanie kolejnych filmików do mediów społecznościowych, a i tak nie wiadomo, czy ktokolwiek je zauważy. Plusem jest to, że młodzi muzycy mają swobodny dostęp do instrumentów, nut, sprzętu i grają w takich warunkach, o których nawet nie marzyliśmy. Gdy miałem pierwsze koncerty na Jazz Juniors, to fortepian miał ubytki w pokryciu klawiatury. Dzisiaj nikt nie ośmieliłby się wystawić takiego fortepianu, więc jeśli chodzi o materię, jest o wiele lepiej. Za to na pierwszy plan zaczynają wychodzić sprawy ducha. Nareszcie zaczyna się liczyć to, co człowiek ma w środku. Magia własnego wyczuwania i myślenia decyduje o jakości życia. To wspaniały czas i jestem bardzo szczęśliwy, że żyję właśnie teraz.

- To dobrze rokuje na drugą pięćdziesiątkę. Jest zakreślony scenariusz na kolejne pół wieku czy będzie improwizacja?
- Nie planuję następnych lat życia. Wyobrażam sobie zdrowy świat z miastami pełnymi zieleni, w którym pojazdy mają napęd antygrawitacyjny, a ludzie kontaktują się ze sobą telepatycznie, bez użycia technologii. Jako ludzkość zasługujemy wreszcie na lata spokoju i wierzę, że przestaniemy się nawzajem zwalczać.

Gdzie można zobaczyć występ Leszka Możdżera?

Galę Konkursową obejrzycie na kanale YouTube Narodowej Agencji 30 września br. o godz. 14:30. Jeżeli realizujecie projekty edukacyjne w ramach programów UE, też możecie zostać laureatami naszych konkursów. Zgłoście się do EDUinspiratora! [zob. też s. 10]. Więcej na www.eduinspiracje.org.pl.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 3/2021