treść strony

Nauka jest terapią – edukacja po wojnie

O tym, jak może wyglądać edukacja po zakończeniu wojny, po obu stronach polsko-ukraińskiej granicy, mówi prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Uniwersytetu w Białymstoku.

  • fot. zdjęcie archiwalne

AT: W momencie, w którym rozmawiamy, do Polski uciekło już ponad 300 tysięcy obywateli Ukrainy – dla porównania, tylu mieszkańców liczy Białystok.
DB: Trzeba liczyć się z tym, że będzie ich kilka razy więcej. Wchodzą co prawda również na Słowację i Węgry, ale myślę, że do Polski trafia 70-80 proc. uchodźców. Do tej pory przyjęliśmy tych, którzy uciekli, bo mogli. Teraz będą fale tych, którzy uciekają, bo muszą. Wzięliśmy na siebie cały ciężar kryzysu imigracyjnego, który Europa chyba nie do końca sobie uświadamia. W ciągu kilku tygodni może zjawić się tu milion osób, którym trzeba pomóc. Uruchomiliśmy ogromne wsparcie, ale my też za chwilę będziemy potrzebowali pomocy!

AT: Wchodzą głównie matki z dziećmi, często uczniami wyrwanymi ze szkół.
DB: Bez wątpienia musimy ratować te dzieci, ale też myśleć racjonalnie, w jakim stanie jest nasz system edukacji. Dzieci, które w pierwszych dniach przyjęliśmy, są pozbawione szkoły, ale większym problemem dla nich jest brak szkoły jako bezpiecznego miejsca spotkań i socjalizacji niż samej nauki. Oczywiście, w całej Polsce placówki liczą się z tym, że w pewnym momencie trzeba będzie zorganizować edukację uczniom z Ukrainy, ale w pierwszej kolejności trzeba im zapewnić pomoc psychologiczną. Nie da się szybko i sprawnie przełączyć Ukraińców na nasz program nauczania – nie mamy nauczycieli, podręczników, oni nie znają języka. Jednocześnie my nie możemy realizować ich programu, bo znów: nie mamy podręczników, nauczycieli, zaplecza. Te dzieci mogą być pozbawione normalnej nauki nawet do końca roku szkolnego, a może dłużej. Potrzebujemy psychologów dla dzieci ukraińskich, ale również dla polskich, które będą z nowymi kolegami rozmawiały, spędzały czas.

AT: Co robić z programami współpracy polsko-ukraińskiej? Zawieszać je, zamykać i przekazywać pieniądze na inne cele?
DB: Moim zdaniem – nie. To prawdopodobnie będzie współpraca jednostronna, polegająca na ściąganiu tu z czasem młodych ludzi, by mogli odreagować, doświadczyć świata bez strachu. Gdybyśmy dzisiaj już odcięli im szanse na wyjazd, byłoby to szkodliwe i negatywnie odebrane. Te drobne informacje, ta świadomość: zapisałem się, więc kiedy to wszystko się skończy to wyjadę, będę się uczył za granicą – one pomagają młodym ludziom przetrwać i pozwalają myśleć o przyszłości.

AT: Moja rodzina przyjęła pod dach uchodźców, w tym 17-letniego Dimę, który kształci się na geodetę. Zastanawia się, czy będzie mu dane dokończyć szkołę we własnym kraju. A jeśli w Polsce, to czy będzie mógł kontynuować odpowiednie technikum i uzyskać dyplom…
DB: Wielu ludzi nie wróci. Ci, którzy odczuli na własnej skórze, czym jest wojna, zobaczyli, jaki jest ich sąsiad – mogą nie chcieć ryzykować. Być może powiększą ukraińską diasporę, która ma już doświadczenie jeśli chodzi o funkcjonowanie w Polsce i zna tutejszy rynek pracy, bardzo zresztą chłonny. W mojej ocenie pomieści jeszcze nawet pół miliona osób. Jeśli Dimie przyjdzie kontynuować naukę w Polsce, skorzysta: znajdzie się na nowym rynku pracy, pozna dodatkowy język i nowe umiejętności.

AT: Jakie widzi Pan możliwe scenariusze dla szkolnictwa w Ukrainie?
DB: Nie łudźmy się – w momencie gdy rozmawiamy, zachodnia Ukrainie funkcjonuje w reżimie, ale w reszcie kraju ludzie są już pozbawieni szkoły. Nie wiemy, jak wielu nauczycieli uciekło. Nie mamy pojęcia, jaki plan na Ukrainę ma Rosja. Jeśli jej celem jest podporządkowanie sobie Ukrainy – to na celowniku jest także edukacja. Nie wiemy też, czy Ukraina ma pieniądze, kto będzie utrzymywał edukację, jak straty wojenne przełożą się na sytuację finansową kraju, kto i w którym momencie zacznie odbudowywać infrastrukturę. Nie możemy patrzeć tylko na wielkie miasta, ale obejmować myślami wszystkie tereny, także te mniejsze, gdzie szkoły są zrównane z ziemią, bo przetoczył się tam rosyjski walec. Jeśli Ukraina utrzyma suwerenność – bez wątpienia będzie potrzebowała pomocy. Jeżeli Rosjanie zmuszą Ukraińców do podporządkowania się, nowa władza zacznie wprowadzać do szkół własną wersję historii i wizję świata.

AT: A wtedy powstanie podziemie, tajne nauczanie, jak kiedyś w Polsce?
DB: Do tego też są potrzebne pieniądze i infrastruktura. Wszystko to jest wielkim wyzwaniem. Każdy kraj po wojnie stawia na odbudowę edukacji. Bo nauka to jest terapia. Tu będzie tak samo, już widzimy dzieci uczące się w piwnicach, schronach, ale przecież one będą straumatyzowane, takich rzeczy nie da się zapomnieć. Ten świst samolotów, huk, to zostaje w głowach. Większości kwestii związanych z edukacją nie da się dziś zaplanować, przewidzieć. Mówimy o wojnie, która trwa od kilku dni. A wojny, jak wiemy, trwają znacznie dłużej…