treść strony

Niech Bóg błogosławi Ukrainę – wojenna historia Viktora Sipieieva

Viktor Sipieiev, prezes ukraińskiej organizacji Youth Initiatives of Cities, wyjechał do Winnicy w drugim dniu wojny. – Chcę organizować pomoc humanitarną. Bardziej przydam się poza stolicą – mówi. 

  • fot. Shutterstock

 –  W czwartek obudziłem się bardzo wcześnie. Znasz to uczucie niepokoju, kiedy podejrzewasz, że zaraz wydarzy się coś strasznego? Towarzyszyło mi przez cały poranek. Poczytałem trochę newsów. Po czym przyszła wiadomość od mojego szefa z Rady Najwyższej Ukrainy: wybuchła wojna. Zapytałem, czy mam iść do pracy. Odpowiedź była twierdząca, więc poszedłem. To było pierwszego dnia wojny – opowiada 32-letni Viktor Sipieiev, pracownik ukraińskiego parlamentu oraz prezes zarządu Youth Initiatives of Cities – współpracującej z Polsko-Ukraińską Radą Wymiany Młodzieży młodzieżowej organizacji pozarządowej, która została założona w 2011 r. i ma swoje oddziały w dziewięciu miastach w Ukrainie.

W piątek, 25 lutego, Sipieiev postanawia opuścić Kijew. Przyjaciele proponują mu wyjazd o 8 rano. Ma być gotowy w 20 minut. – Złapałem, co miałem pod ręką, i wyjechałem do Winnicy – relacjonuje. Jazda zajęła im 10 godzin zamiast czterech. – Na szczęście wystarczyło benzyny, bo zatankować się już nigdzie nie dało – wspomina Sipieiev. Do dziś przebywa w Winnicy, mieście położonym o 270 km na południe od Kijowa.

Początkowo chciał zostać w stolicy, by tam organizować pomoc humanitarną. Ale stwierdził, że bardziej przyda się poza Kijowem. W Winnicy pomaga przesiedleńcom z innych regionów kraju i żołnierzom. Kontynuuje też pracę w parlamencie, zdalnie – stara się informować społeczność międzynarodową o tym, co się dzieje w Ukrainie. Poleca mi ściągnąć kanał Verkhovnej Rady [Rada Najwyższa Ukrainy – przyp. red.] na Telegramie [popularny komunikator internetowy – przyp. red]. – To sprawdzone rządowe wiadomości, przetłumaczone na angielski. Jest tyle dezinformacji, że ludzie zupełnie nie wiedzą, w co wierzyć – tłumaczy. Sipieiev kontroluje też organizacje, które urządzają zbiórki na rzecz Ukraińców poszkodowanych przez wojnę, aby się upewnić, czy nie jest to tzw. scam, czyli forma wyłudzania pieniędzy.

Wojna po raz drugi

To nie pierwszy raz, gdy 32-latek musiał uciekać przed wojną. Jego rodzina pochodzi z Doniecka. [Obwody doniecki i ługański na wschodzie Ukrainy tworzą Donieckie Zagłębie Węglowe, w skrócie Donbas. Działania wojenne w tamtym rejonie miały miejsce już w 2014 r. – przyp. red.]. – Gdy 24 lutego br. Rosja zaatakowała Ukrainę, myśleliśmy, że ta wojna będzie podobna do tej, która toczy się w Donbasie od lat – mówi. Już wiedzą, że tak nie będzie.

Babcia Sipieieva została na wschodzie kraju. Jego rodzice za to od września 2021 r. mieszkają w pobliżu Przemyśla. Pracują w fabryce. – Mama dzwoni z radami, co robić w razie nalotów. Przestrzega mnie, żebym nie wychodził z domu i kładł się na ziemi. Twierdzi też, że powinienem wybrać gotówkę, bo hrywna traci z dnia na dzień na wartość – dodaje Sipieiev.

Gdy wybuchła wojna, znajomi i przyjaciele z zagranicy namawiali go na wyjazd z kraju. Wówczas wydawało mu się, że to za wcześnie. Teraz jest już za późno – wszyscy mężczyźni między 18. a 60. rokiem życiem nie mogą opuścić Ukrainy ze względu na powszechną mobilizację.

Gdy pytam o projekty wymiany młodzieży i działalność Youth Initiatives of Cities, Sipieiev reaguje ze zdziwieniem: – Twa wojna, priorytetem jest obrona kraju przed rosyjskim atakiem. Wszystkie szkoły i uczelnie są zamknięte. Studenci i uczniowie siedzą w domu albo pracują jako wolontariusze – przygotowują siatki maskujące dla wojska albo zawożą uchodźców w bezpieczne miejsce.

Jak my, Polacy, możemy zatem wesprzeć dziś obywateli Ukrainy? – Jeżeli posługujesz się rosyjskim lub ukraińskim i znasz osoby, które zostały w Ukrainie, to do nich napisz. Zadzwoń. W ten sposób będą wiedziały, że nie są same – radzi Sipieiev.

Gdy rozmawiamy przez Whatsapp, wciąż ma nadzieję, że wojna się szybko skończy i że niebawem wróci do Kijowa. – Niech Bóg błogosławi Ukrainę – mówi, zanim się rozłączymy.