treść strony

Szkoły nabierają wiatru w żagle

Fundacja MODE wysyła za granicę uczniów i nauczycieli. Pierwsi odbywają praktyki zawodowe, drudzy uczestniczą w wizytach typu job shadowing, korzystając ze wsparcia Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji i programu PO WER.

  • fot. Szymon Łaszewski/FRSE

Move and Develop Foundation (MODE) pomaga także szkołom pisać projekty i starać się o unijne wsparcie. O tym, jak dzięki wyjazdom z Erasmusa+ zmieniają się polskie placówki oświatowe, rozmawiamy z Pauliną Bilską-Marek, prezeską tej wrocławskiej fundacji.

AG: Zaczynaliście od wysyłania uczniów na zagraniczne praktyki zawodowe. Skąd pomysł, by stworzyć ofertę także dla nauczycieli?
PB-M: Kiedy organizowaliśmy wyjazdy uczniów na praktyki zagraniczne, okazało się, że są problemy ze znalezieniem opiekunów grup. Nauczyciele, zwłaszcza starsi, bali się tego podjąć. Tłumaczyli, że nie znają dostatecznie języka angielskiego i nie poradzą sobie w innym kraju. Sygnalizowali, że mogą mieć problemy ze zrozumieniem różnic kulturowych. Stwierdziliśmy, że trzeba im pomóc. W 2019 i 2020 r. pozyskaliśmy z programu PO WER pieniądze na tygodniowe wyjazdy dla setki nauczycieli na tzw. job shadowing (obserwacja zawodu). Pedagodzy wyjeżdżali na Cypr, Węgry, do Hiszpanii, Niemiec, Portugalii i Włoch. To był strzał w dziesiątkę!

Zapewne wracali pewniejsi siebie?
Z satysfakcją dostrzegaliśmy tę zmianę. Wracali otwarci, odważni i pełni pomysłów. Na przykład nauczyciel języka angielskiego z 12-letnim doświadczeniem po pobycie na Malcie całkowicie zmienił swoje metody pracy. Natomiast pani, która w Polsce uczyła przyszłych techników urządzeń i systemów energetyki odnawialnej, gdy wyjechała na Cypr, miała okazję obserwować pracę monterów paneli fotowoltaicznych. Sama nawet je z nimi montowała! Po powrocie podkreślała, że dzięki temu lepiej zrozumiała to, czego uczyła. Teoria spotkała się z praktyką.

Teraz ponoć chcecie wysyłać za granicę także panie pracujące w szkolnych sekretariatach.
Marzy się nam, by na zagraniczne staże, job shadowing czy praktyki wyjeżdżali wszyscy nauczyciele, a nawet personel administracyjny. Panie z sekretariatów nie powinny być przestraszone, gdy zadzwoni do szkoły ktoś, kto mówi po angielsku. Powinny się dogadać, chociażby w podstawowym stopniu. Sugerujemy także szkołom, by opisy gabinetów, sekretariatów, pokojów dyrektorskich i nauczycielskich były również w języku angielskim. Przekonujemy, że warto mieć stronę internetową w tym języku. To bardzo się przydaje.

Bo do polskich placówek trafia coraz więcej uczniów z zagranicy?
Tak, zwłaszcza teraz, w dobie wojny w Ukrainie. Przyjeżdża też wielu wolontariuszy z różnych krajów świata. Jako fundacja także ich tu ściągamy.

Do polskich zakładów pracy zaś sprowadzacie zagranicznych praktykantów.
Tak, za naszym pośrednictwem rocznie przyjeżdża 300-400 uczniów z zagranicy, by uczyć się zawodu u polskich pracodawców. Choć przekonanie tych ostatnich, że warto przyjąć na praktyki młodzież z zagranicy, nie zawsze jest łatwe.

Dlaczego?
Przedsiębiorcy mają obawy dotyczące znajomości języka angielskiego i stawiają pytania o sens takich praktyk. Zastanawiają się, co zyskają, kiedy przyjmą uczniów z zagranicy, a naszym zadaniem jest przekonanie ich, że tylko na tym skorzystają. Mówimy im: zobaczcie, chcą do was przyjechać uczniowie z Francji, Hiszpanii, Włoch. Mogliby wybrać inny kraj, a chcą do Polski. Dajcie im szansę. Będą ambasadorami waszej firmy w swoich krajach!

W jakich zawodach chcą się kształcić w Polsce?
Informatyków, kucharzy, techników samochodowych, mechatroników, hotelarzy i weterynarzy. Na ogół przyjeżdża grupa 10-12 osób z opiekunem. Znajdujemy im zakłady pracy na praktyki, noclegi, organizujemy wycieczki. Uczniowie mogą przyjechać na miesiąc lub na trzy miesiące. Ci, którzy zdecydowali się na krótszy pobyt, często wracają potem na dłużej, bo tak im się w Polsce podoba.

Wracając do polskich uczniów i nauczycieli, których wysyłacie za granicę – współpracujecie głównie ze szkołami z Dolnego Śląska?
W zasadzie tak, ale to się zmienia i zgłasza się do nas coraz więcej placówek z innych regionów. Na stałe współpracujemy z ok. 30 instytucjami. To wymaga od nas pełnej mobilizacji, bo jest nas w fundacji tylko dziesiątka, a tu trzeba zweryfikować miejsce, do którego wysyłamy uczniów, skontaktować ze sobą szkoły, pomóc napisać projekt czy znaleźć partnerów do jego realizacji.

Pomoc w pisaniu projektów? Tego początkowo nie mieliście w planach.
To wyszło w praktyce. Nauczyciele wracali z zagranicy z pomysłami i odwagą, by je realizować. Prosili nas o wsparcie, kontakty z partnerami. I tak zaczęliśmy ich wspierać. Teraz nie ma miesiąca, by nie zgłosiła się do nas jakaś placówka. Jako fundacja mamy sporą siatkę organizacji młodzieżowych, z którymi współpracujemy, i nam łatwiej znaleźć partnerów oraz skojarzyć placówki. Sami też korzystamy z ich pomocy. Gdy np. realizowaliśmy projekt związany z fake newsami, prosiliśmy szkoły, by uczniowie wypełnili ankiety z tym związane.

Można powiedzieć, że sami sobie przysporzyliście pracy. Najpierw namawialiście nauczycieli i uczniów na wyjazdy w ramach Erasmusa+ na praktyki zawodowe i job shadowing, a gdy wrócili do Polski pełni pomysłów, zwrócili się do was o pomoc i teraz piszecie im projekty.
Zależy nam na rozwoju zawodowym uczniów i nauczycieli oraz na tym, by polska szkoła była bardziej międzynarodowa i międzykulturowa. Te wszystkie projekty temu służą. Staramy się przekonać instytucje edukacyjne i samorządy, które są ich organami założycielskimi, że można zajmować się kształceniem zawodowym międzynarodowo.

Pani też była na Erasmusie. Zdobyte podczas tego wyjazdu doświadczenia ułatwiają teraz realizację zadań w fundacji?
Tak. Przez pół roku byłam na Erasmusie na Uniwersytecie im. Masaryka w Brnie. Studiowałam nauki polityczne i przekonałam się, że Erasmus otwiera oczy, poszerza horyzonty. Z satysfakcją obserwuję teraz, jak szkoła, w której bano się wszystkiego, co inne, obce kulturowo, po wyjazdach nauczycieli i uczniów oraz po goszczeniu wolontariuszy nabiera wiatru w żagle. To często małe placówki, z niewielkich miast, a nagle odważnie wychodzą w wielki świat. Przykładem jest szkoła w Ziębicach w województwie dolnośląskim, która jest partnerem w dużym, międzynarodowym projekcie strategicznym dotyczącym gastronomii i hotelarstwa.

Jakie kolejne wyzwanie sobie stawiacie?
W ciągu niemal siedmiu lat działania fundacji wysłaliśmy za granicę ponad tysiąc uczniów i nauczycieli. Pandemia nieco wyhamowała nasze działania, a gdy w zeszłym roku myśleliśmy, że najgorsze mamy już za sobą, wybuchła wojna w Ukrainie. Teraz wiele zagranicznych szkół boi się przysyłać do nas uczniów, bo ich zdaniem jesteśmy zbyt blisko działań wojennych. Przekonanie ich, że u nas jest bezpiecznie, to nasze kolejne wyzwanie.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 3/2023: