treść strony

Edukacja Ukraińców to sprawdzian dla polskich placówek oświatowych

Już ponad 160 tysięcy dzieci z Ukrainy uczęszcza do szkół i przedszkoli na terenie naszego kraju. Nauka w języku polskim to wyzwanie nie tylko dla nich, ale również dla nauczycieli, którzy nie zawsze sobie radzą z obcojęzycznymi uczniami. Dobrze, kiedy mogą liczyć na wsparcie asystentów mówiących w języku ukraińskim. Integrację ułatwia też program eTwinning.

  • Irina Paszkiewicz, ukraińska asystentka nauczyciela. Do Polski przyjechała z Buczy.

    fot. Aleksandra Toczydłowska

Dzieci i nauczyciele z Przedszkola Samorządowego nr 36 w Białymstoku mają szczęście, bo w komunikacji pomaga im przedszkolanka z Buczy Irina Paszkiewicz. Do stolicy województwa podlaskiego przyjechała zaraz po wybuchu wojny i jest jedną z 37 asystentek nauczyciela, które Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej zatrudnia w białostockich placówkach. Irina tłumaczy maluchom polecenia na język ukraiński, pomaga przedszkolankom w kontaktach z rodzicami, a co najważniejsze – interweniuje, gdy bariera językowa jest nie do pokonania, a kilkulatki z Ukrainy wpadają w histerię. – Czuję się potrzebna. To, co robię, jest ważne, nie tylko dla mnie, a przede wszystkim dla tych dzieci – podkreśla.

Pomoc Ukrainek jest bezcenna
Kiedy odwiedzamy Przedszkole Samorządowe nr 36 w Białymstoku, widzimy, jak Irina pochyla się nad małym Ivanem, który ćwiczy pisanie liter. Chłopiec przyjechał z Sum i źle znosi rozłąkę z walczącym na froncie tatą.

Ukrainka pokazuje nam na komunikatorze grupę „asystenci nauczyciela w Białymstoku”, na której uchodźczynie z Ukrainy, zatrudnione na podobnych zasadach, dzielą się dobrymi praktykami i pomagają w tłumaczeniu dokumentów. – Musimy się wspierać, bo jak inaczej przetrwać? – tłumaczy Irina.

Dyrektorzy i nauczyciele też muszą wymieniać się informacjami, by odnaleźć się w nowej, dynamicznie zmieniającej się sytuacji. Minister Edukacji i Nauki wydał rozporządzenie, które pozwala zwiększać liczebność oddziałów przedszkolnych (do 28 dzieci) oraz klas I-III szkół podstawowych (do 29 uczniów). Aby uchodźcy uczyli się w Polsce bezpłatnie, wystarczy wniosek o przyjęcie do placówki oświatowej. W PS nr 36 w Białymstoku jest już 16 dzieci z Ukrainy. – To dużo. Niemal jak pełna kolejna grupa – podkreśla Edyta Chomczyk, nauczycielka i wicedyrektorka przedszkola.

Placówki mierzą się z coraz to nowymi wyzwaniami, każde zaskakuje. Jedna z ukraińskich matek znalazła właśnie pracę w sklepie budowlanym, jej zmiana kończy się o godz. 21. Była pewna, że córkę może odbierać z przedszkola 13-letni brat dziewczynki. Dyrekcja jednak wyjaśnia, że to niezgodne z polskim prawem. – Nie możemy oddać małego dziecka pod opiekę nieletniego. Matka bezradnie rozłożyła ręce, bo przecież ona jest tutaj zupełnie sama. Poza dziećmi nie ma nikogo. Sytuację uratowała Irina. Zadeklarowała, że codziennie po pracy zaopiekuje się dzieckiem. Złota kobieta! – podsumowuje Edyta Chomczyk.

Angelika Bar-Wiśniewska, nauczycielka wychowania przedszkolnego z Wrocławia, ma w sobie dużo mniej entuzjazmu. Do wrocławskich placówek trafiło już ponad 9 tysięcy młodych uchodźców. W Przedszkolu Samorządowym nr 117, w którym pracuje, do każdej grupy dołączyła przynajmniej trójka ukraińskich dzieci. Pracownika mówiącego w ich ojczystym języku – brak.

 – Dostaliśmy od miasta wytyczne, by korzystać z translatorów i aplikacji. Prowadzę grupę trzylatków. Jeśli nie wiem, o co chodzi płaczącemu dziecku, to translator nie pomoże, bo maluszki mówią zbyt niewyraźnie, aby tłumacz internetowy mógł zadziałać – wyjaśnia zrezygnowana nauczycielka. – Czuję, że nie mogę spełniać swojej roli. Małym dzieciom należy się pełne poczucie bezpieczeństwa. Przez kilka pierwszych dni te dzieciaki były radosne, bo nowe zabawki, towarzystwo. Ale już po tygodniu część stała się smutna, niechętna…

Nauczyciele przedszkoli podkreślają, że jeśli chodzi o realizację materiału i monitorowanie postępów, są w znacznie lepszej sytuacji niż szkoły. Łatwo sprawdzić, do ilu dziecko potrafi liczyć, czy zna kolory, ale biologia lub fizyka w obcym języku – to już wyzwanie.

Uczniowie przyjechali z Ukrainy bez dokumentów. Szkoły mają otwartą ścieżkę przyjmowania uchodźców, ale działają w dużym stopniu intuicyjnie. – Osobiście rozmawiałam z każdym rodzicem i każdym dzieckiem. Starałam się poznać ich sytuację, poziom znajomości języka polskiego, możliwości komunikacyjne i na tej podstawie kwalifikowałam uczniów do określonej klasy – wyjaśnia Ewa Zawistowska, dyrektor Szkoły Podstawowej w Choroszczy. Podobnie działają dyrektorzy w całej Polsce.

W mniejszych miejscowościach uczniowie z Ukrainy nie są anonimowi. W Choroszczy, niespełna 6-tysięcznym miasteczku na Podlasiu, lokalna społeczność zapewniła im niezbędne środki do życia i „minimum na start”. Każdy z 16 ukraińskich uczniów korzysta z dodatkowych zajęć z języka polskiego oraz angielskiego w lokalnej, prywatnej szkole językowej.

eTwinnig ułatwia integrację
W Mszczonowie na Mazowszu, gdzie mieszkańców jest tylko nieco więcej niż w Choroszczy, liczba uczniów po wybuchu wojny wzrosła o niemal setkę. Mieszkańców miasteczka to nie dziwi – taka jest specyfika tego miejsca. Od lat do tutejszych zakładów przemysłowych przyjeżdżają „za pracą” obywatele Ukrainy.

Małgorzata Woźniak jest jedną z ambasadorek i trenerek programu eTwinning. Jak podkreśla, ta międzynarodowa platforma online bardzo ułatwia integrację uczniów z Ukrainy. Dzieci dołączą do polsko-litewskiego projektu „EduKoduGierki”, w ramach którego będą się uczyły programowania. – Programowanie nie ma bariery językowej, więc uczniowie bez problemu mogą stać się częścią eTwinningowej społeczności. Zależy nam, żeby te kontakty się zacieśniły  – podkreśla Woźniak.

Ogromną społeczność, 220 nauczycieli z 21 krajów, zebrał inny projekt eTwinningowy: „Calling for peace – Wołanie o pokój”. Założony przez nauczycielki Marię Pirecką i Sylwię Stasikowską – na kilka dni przed wybuchem wojny – miał być symboliczną inicjatywą. – Chciałyśmy tylko wysłać kartki z wyrazami wsparcia do uczniów i nauczycieli na Ukrainie, jednak szybko się okazało, że konflikt przybrał niewyobrażalną skalę, a szkoły w miejscach dotkniętych wojną przestały normalnie działać. Dlatego szukałyśmy online nauczycieli z Ukrainy i zapraszałyśmy do dołączania do platformy eTwinning – mówi Sylwia Stasikowska, nauczycielka języka angielskiego w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Kleczewie.

Zamiast symbolicznych kartek dzieci wysyłały do siebie listy. Uczniowie z Ukrainy, którzy nie mogli opuszczać domów lub piwnic, opisywali, jak wyglądają ich kolejne dni, a dzieci z Polski zapewniały o wsparciu. Kolejnym etapem były międzynarodowe spotkania klasowe online. Do projektu dołączyły szkoły z Portugalii, Włoch czy Chorwacji. Oprócz listów powstały też nagrania i słowniki zawierające wyrażenia i cytaty związane z pokojem.

Dzięki jej zaangażowaniu i platformie eTwinning o pomoc odważyła się poprosić Janina Petrenho, nauczycielka języka angielskiego z Charkowa. 43-latka wraz z rodziną uciekła do Polski, dostała mieszkanie i pracę właśnie w Kleczewie – jest asystentką wspierającą dzieci uchodźców. Lokalna społeczność dba, by rodzina zadomowiła się w tym pomorskim miasteczku.

Co dalej?
Z końcem roku szkolnego rosną jednak wątpliwości i obawy, co dalej, szczególnie w szkołach technicznych. W białostockim „gastronomiku” w pierwszych klasach zaczęło naukę ośmiu uczniów z Ukrainy. Od szkoły dostali odzież roboczą, fartuchy i czepki na zajęcia praktyczne oraz bezpłatne podręczniki. Korzystają z dodatkowych lekcji języka polskiego, piszą kartkówki, sprawdziany, uczestniczą w zajęciach uczących zawodu. Dyrekcja szkoły podkreśla jednak, że o ile dobrze sobie radzą z matematyką, bo jest uniwersalna, to przedmioty zawodowe sprawiają im problemy, bo obejmują specjalistyczną wiedzę i umiejętności. – Uchodźcy są na liście uczniów, ale co dalej? My, dyrektorzy i nauczyciele, nie wiemy, jak postępować. Jak ich oceniać? Będzie łatwiej, gdy ministerstwo wyda odpowiednie rozporządzenie. Na ten moment uważam, że ci uczniowie nie mogą zdać do następnej klasy. Dołączyli do szkoły technicznej zaledwie na dwa miesiące przed wakacjami. Nie zdążą opanować materiału przewidzianego na ten rok – wyjaśnia Marek Józefowicz, dyrektor Zespołu Szkół Gastronomicznych w Białymstoku. I dodaje, że pracy nie ułatwiał brak jasnych regulacji co do finansowania obiadów czy internatu, ale poczuł się podbudowany, gdy w szkole pojawiła się ukraińskojęzyczna asystentka. – Pierwsza reakcja uczniów to zdziwienie, później przychodzi ulga i w końcu uśmiech na twarzy, że ktoś mówi w ich ojczystym języku. Teraz mam poczucie, że zapewniamy im minimum do kontynuowania nauki – dodaje Józefowicz.

Polskie placówki robią, co mogą, by dzieci czuły się w nich jak najlepiej. „Bo taka jest nasza rola” – to zdanie słyszę w niemal każdej rozmowie. Podobnie jak: „Nie wiemy, co dalej. Co będzie po wakacjach?”. Szkoły i przedszkola czekają – na wytyczne, na rozwój sytuacji na Ukrainie, na decyzję rodziców.

Kiedy wychodzę z białostockiego przedszkola, Irina, ukraińska asystentka nauczyciela, chwyta mnie mocno za rękę. – Gdy już będziesz pisała o nas i o naszych dzieciach, napisz proszę, że kłaniam się Polakom. Dziękuję za to, co dla nas robicie jako naród.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 2/2022: