treść strony

Jak zostać rolniczką

Na wsi zaczynają od zera, mierząc się z własną niewiedzą. Czują ogromne fizyczne zmęczenie, a jednak w to brną. Wykształcone kobiety wyprowadzają się z miasta i zostają rolniczkami. Wcześniej jednak kształcą się na Uniwersytecie Ludowym w Grzybowie.

  • Marta Łukowska

    fot. archiwum prywatne

Ponad 170 lat temu narodziła się w Danii idea uniwersytetu ludowego. W Polsce ten model kształcenia dorosłych był często spotykany w okresie międzywojennym, zaś w latach 90. uznano go za relikt PRL-owskiej przeszłości. Obecnie uniwersytety ludowe znowu stają się popularne. Ekologiczny Uniwersytet Ludowy w Grzybowie na Mazowszu od ponad siedmiu lat kształci przyszłych rolników i rolniczki.

W poszukiwaniu nowej drogi życia
– Kurs rolnictwa na Ekologicznym Uniwersytecie Ludowym (EUL) w Grzybowie jest najlepszym doświadczeniem edukacyjnym w moim życiu. Choć łatwo nie było – mówi Agnieszka Makowska. Na co dzień prowadzi nieduże gospodarstwo ekologiczne w Grzybowie, w powiecie płockim. Warzywa z jej upraw trafiają do kooperatyw spożywczych (spółdzielnie umożliwiające robienie zakupów bezpośrednio od rolników – przyp. red.) w Warszawie i Płocku. O rolnictwie marzyła od wielu lat. – Nie chciałam jednak dokonywać spektakularnego zwrotu w swoim życiu według popularnego scenariusza: „rzucam wszystko i wyjeżdżam z miasta na wieś”. To zbyt ryzykowne.

Po dwóch latach intensywnej edukacji w EUL w Grzybowie i po praktykach w gospodarstwach rolnych Agnieszka w końcu przeprowadziła się wraz z mężem na wymarzoną wieś i została rolniczką. – Od zawsze chciałam przenieść się na wieś, choć nie potrafię podać żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Jestem z miasta. Moja rodzina żyje w Warszawie od pokoleń. Nie spędzałam wakacji u dziadków na wsi. Wyobrażałam sobie jednak, że jeśli kiedyś przeniosę się na wieś, to będę się z niej utrzymywać. Nie interesował mnie model życia, w którym choć mieszkam na wsi, to pracuję w mieście, w rezultacie spędzając tam większość czasu.

Praktyki w gospodarstwie rolnym
„Z nieba mi spadliście!”, „Marzyłam o takiej szkole”, „Wyśniłem Wasz Ekologiczny Uniwersytet Ludowy” – tak w formularzach zgłoszeniowych pisali przyszli słuchacze i słuchaczki. Zainteresowanie tą formą edukacji przerosło najśmielsze oczekiwania pomysłodawców – Ewy Smuk-Stratenwerth i Petera Stratenwerth. Polsko-szwajcarskie małżeństwo ponad 30 lat temu sprowadziło się do Grzybowa na Mazowszu. Stratenwerthowie prowadzą tam gospodarstwo ekologiczne, stowarzyszenie, piekarnię, wydają lokalną gazetę, tworzą programy społeczne.

W czasie pierwszej rekrutacji, w 2015 r., do nowo utworzonego Uniwersytetu Ludowego w Grzybowie wpłynęło 200 zgłoszeń, ale spora część słuchaczy szybko się wykruszyła, gdy oczywiste stało się, że kurs to coś więcej niż pobyt na, zdawałoby się, sielskiej i czarodziejskiej wsi. To także, a może przede wszystkim, trwające 14 miesięcy praktyki zawodowe w gospodarstwie rolnym. – Mieszkałam w gospodarstwie, pracowałam za jedzenie i nocleg. W ramach kursu wymagane jest 35 godzin pracy tygodniowo, ale ja nie zwracałam na to uwagi, tylko pracowałam non stop, żeby nauczyć się jak najwięcej. Nieraz odczuwałam ogromne fizyczne zmęczenie, na przykład po tygodniu zbierania aronii. Mogłam się jednak przekonać, jak faktycznie wygląda życie na wsi. Rolnictwo daje wiele satysfakcji, ale wiąże się też ze znudzeniem, rozgoryczeniem, monotonią – zaznacza Agnieszka Makowska. – Wiedziałam, że nie nadaję się do pracy, gdzie hierarchia jest ściśle przestrzegana i muszę wykonywać odgórne polecenia. Rolnictwo daje możliwość decydowania o sobie, ale też sama ponoszę konsekwencję własnych decyzji.

Szkoła dla życia
Idea uniwersytetu ludowego (folkehøjskole) powstała w połowie XIX wieku w Danii. Jej twórcą był Nikolai Severin Grundvig, poeta, pisarz, teolog i filozof, który do dziś jest dla Duńczyków tak samo ważny jak Hans Christian Andersen. Grundvig podkreślał, że uniwersytet ludowy ma być „szkołą dla życia”. Ostatecznym celem edukacji nie jest zdobycie tytułu, dyplomu czy zdanie egzaminu, jak twierdził, lecz właśnie życie – twórcze, zaangażowane, spełnione, z pożytkiem dla społeczeństwa.

Rewolucyjne idee Grundviga dotarły również do Polski. Za pierwsze uniwersytety ludowe uznaje się szkoły rolnicze, jak powołana w 1900 r. szkoła w Pszczelinie. Ruch uniwersytetów ludowych przybrał na sile w okresie międzywojennym za sprawą działaczy: Jadwigi Dziubińskiej i Ignacego Solarza oraz ks. Antoniego Ludwiczaka. W okresie PRL-u uniwersytety ludowe nadal cieszyły się popularnością, którą straciły po 1989 r., kiedy to uznano je za relikt poprzedniej epoki. Po 2000 r. ten typ szkół zdaje się wracać do łask. Grzybów, Wola Sękowa, Kaszuby, Radawnica, Husinka – to tylko kilka z miejscowości, gdzie można poznać inne oblicze edukacji.

Przygotowanie do życia na wsi
– Skończyłam doktorat z psychologii, byłam wykończona pracą naukową. Nie chciałam zostawać na uczelni, ale jednocześnie nie miałam innego pomysłu na siebie. Wyjechałam na pół roku do Anglii i tam zainteresowałam się ekologiczną uprawą żywności. Poczułam, że to jest moja droga. Po powrocie do Polski trafiłam na uniwersytet w Grzybowie – wspomina swoje początki w EUL Marta Łukowska z Krakowa, doktorka psychologii, działaczka Ruchu Suwerenności Żywnościowej Nyleni. Marta po dwóch latach skończyła uniwersytet, w międzyczasie odbyła praktyki w Osadzie Twórców w Łódzkiem, założonej przez Fundację Cohabitat. Osada powstała jako eksperymentalna wspólnota, „(…) miejsce, gdzie pasjonaci naturalnego i przyjaznego naturze stylu życia rozwijają alternatywne technologie w zakresie uprawy żywności, budownictwa naturalnego i energetyki” – piszą na facebookowej stronie jej twórcy.

– Ten nowy sposób tworzenia wspólnoty i współzamieszkiwania bardzo mi odpowiadał, choć początki nie były łatwe. W Krakowie miałam już ustaloną pozycję i grono znajomych. Wcześniej pracowałam projektowo, analizowałam dane, programowałam. Wszystko miałam pod kontrolą. Na wsi zaczynałam od zera, nieraz musiałam mierzyć się z własną niewiedzą. Do tego dochodziło ogromne zmęczenie fizyczne, bo tworzyliśmy ogród od początku na bardzo słabej glebie. Po całym dniu pracy w polu bolał mnie każdy kawałek ciała. Musiałam się też przyzwyczaić do nowego trybu pracy. W rolnictwie ona nigdy się nie kończy, to jest ciągły proces, który w każdej chwili może zostać zaburzony przez czynniki takie jak pogoda czy stan gleby.

Marta Łukowska przez pół roku mieszkała na podkrakowskiej wsi. Wynajęła tam dom, zaczęła uprawiać pomidory. Jednak z powodów zdrowotnych musiała wrócić do miasta i pracy naukowej, ale marzeń o własnym siedlisku i uprawie warzyw nie porzuciła. W przyszłości chciałaby mieć swój kawałek ziemi. – Co zyskałam dzięki uniwersytetowi ludowemu? – zastanawia się głośno. – Radość z pracy. Nowe umiejętności. Otwartość na pracę rękoma i szacunek do niej, co zwłaszcza dla osób pracujących głową ma ogromne znaczenie. Odblokowałam swoje zdolności twórcze i wytwórcze. Uniwersytet ludowy daje też możliwość poznania realnej, a nie tylko wymarzonej wsi.

Od 2015 r. do dziś Ekologiczny Uniwersytet Ludowy w Grzybowie ukończyło 33 absolwentów.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 4/2022: