treść strony

Miłość i medycyna – farmaceutyczny Erasmus+

Wyjazd na Erasmusa otworzył mi oczy na to, że farmaceuta wcale nie musi pracować w aptece – mówi Karina Kordalewska, która przez pół roku studiowała w Brnie.

  • fot. Archiwum prywatne

AS-Z: Które określenie pani woli: lekarna czy apteka?
KK: Jedno i drugie. Choć lekarna brzmi bardziej dźwięcznie.

Czeskie apteki funkcjonują podobnie jak polskie?
Bardzo podobnie, choć są w nich mniejsze kolejki. Zdecydowaną większość stanowią tzw. sieciówki. Mocno rozwinięta jest internetowa sprzedaż leków – pacjenci częściej niż w Polsce zamawiają leki przez aplikacje mobilne, a potem odbierają je w aptece lub paczkomacie.

W polskich aptekach farmaceuci muszą zajmować się również sprzedażą kosmetyków i zdrowej żywności. W Czechach też tak jest?
Tak, podobnie. W czeskich aptekach można też poprosić farmaceutę o zmierzenie ciśnienia czy poziomu glukozy. Z takiej opcji często korzystają cukrzycy, którzy przychodzą do aptek z własnym glukometrem. Co ciekawe, w telewizji czy radiu sporadycznie można usłyszeć reklamy leków czy suplementów diety. W Polsce jest inaczej.

Podobno do Czech trafiła pani nie tylko z miłości do farmacji…
To prawda. Dwa lata przed wyjazdem do Brna poznałam fantastycznego Słowaka, który dziś jest moim narzeczonym. Michał studiował chemię żywności i biotechnologię na uniwersytecie w Brnie. I zmotywował mnie do wyjazdu na Erasmusa (śmiech). Choć przyznaję, że już wcześniej myślałam o tym, by skorzystać z wymiany studenckiej.

Jednak pojawił się problem z uzyskaniem zgody pani macierzystej uczelni na taki wyjazd. Dlaczego?
Studentom farmacji w Polsce trudno znaleźć zagraniczną uczelnię z podobnym programem. Nawet jeśli ktoś decyduje się na wyjazd w ramach Erasmusa, często po powrocie do kraju ma kłopot z tym, by jego macierzysta uczelnia uznała zaliczenia wszystkich przedmiotów. Ale ja nie dawałam za wygraną. Wprawdzie Uniwersytet Nauk Farmaceutycznych i Weterynarii w Brnie, który wybrałam, nie współpracował w tym czasie z moim Uniwersytetem Medycznym w Poznaniu, ale okazało się, że można tę przeszkodę pokonać. Zorganizowanie wszystkiego – ułożenie siatki zajęć oraz uzgodnienie z prowadzącymi szczegółów dotyczących zdawania dodatkowych egzaminów i testów uzupełniających – zajęło mi sześć miesięcy. Ostatecznie, po wielu rozmowach, spotkaniach i kombinacjach, w połowie czwartego roku studiów udało mi się wyjechać i w lutym 2018 r. rozpoczęłam swoją czeską przygodę.

Co najbardziej zaskoczyło panią podczas studiowania w Czechach?
Interaktywny sposób prowadzenia zajęć w małych, niespełna dziesięcioosobowych grupach. Prowadzący zadawali pytania i zachęcali do dyskusji. Podczas zajęć z farmakologii – prowadzonych przez farmaceutkę kliniczną pracującą na co dzień w szpitalu – analizowaliśmy, jakie leki przyjmują pacjenci z konkretnymi schorzeniami.

Czesi darzą farmaceutów zaufaniem i autorytetem?
Tak, od razu zwróciłam na to uwagę. Świadczą o tym również wysokie zarobki czeskich farmaceutów, znacznie wyższe niż w Polsce. W Czechach mocno rozwinięta jest farmacja kliniczna. Farmaceuci kliniczni, pracujący w dużych szpitalach, wchodzą w skład zespołów, które sprawują kompleksową opiekę nad pacjentami. Odnoszę wrażenie, że Czesi nas wyprzedzili. Już wtedy, w 2018 r., toczyły się tam dyskusje o możliwościach poszerzenia usług i kompetencji aptekarzy m.in. w zakresie kontynuacji recept. U nas mówi się o tym dopiero od niedawna.

Ten wyjazd zmienił pani myślenie o farmacji?
Wyjazd na Erasmusa przede wszystkim dodał mi pewności siebie. Dowiedziałam się też ciekawych rzeczy o pracy w aptekach w innych częściach świata. Na przykład w Finlandii każdy pacjent, zanim otrzyma od farmaceuty leki, musi odbyć z nim kilkunastominutową rozmowę, podczas której dowiaduje się, jak powinno się stosować dany specyfik i czy może on wchodzić w interakcje z innymi. Ten wyjazd otworzył mi także oczy na to, że farmaceuta wcale nie musi pracować w aptece. Są też inne drogi kariery.

I pani również wybrała swoją.
Tak, dzięki Erasmusowi nie bałam się zbierać doświadczeń w różnych miejscach i poszukiwać własnej ścieżki. Trzy lata temu przeprowadziłam się z Poznania do Krakowa i odbyłam staż zawodowy w dwóch aptekach. Potem zaczęłam pisać artykuły o tematyce zdrowotnej i farmaceutycznej, a od pół roku pracuję na stanowisku Associate Medical Writer w firmie Contract Research Organization (CRO), która zajmuje się kompleksową organizacją badań klinicznych na zlecenie m.in. firm farmaceutycznych.

I pewnie do tej pory gotuje pani w domu knedliki.
Niestety nadal nie opanowałam tej sztuki, ale uwielbiam przygotowywać zupę czosnkową i panierowany smażony ser.

Tęskni pani za czeską luźną atmosferą?
Przede wszystkim tęsknię za ludźmi, których poznałam podczas wyjazdu. Niektóre znajomości przetrwały, np. z Johanną z Finlandii i Kristiną ze Słowacji. Erasmus to niezapomniany czas.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 3/2023: