treść strony

Nauka musi być dla ludzi

– Najlepsze pomysły rodzą się poza laboratorium – mówi prof. Daniel Załuski z Katedry Botaniki Farmaceutycznej i Farmakognozji UMK w Toruniu, uczestnik programu Erasmus+ dla kadry akademickiej

  • Wymiana doświadczeń z badaczami z innych krajów jest bezcenna

    fot. Szymon Łaszewski/FRSE

Erasmus+ niejednokrotnie odmienił życie studentów. Czy może odmienić karierę naukowca? Jak było w pana przypadku?
Erasmus+ stał się dla mnie naukową przygodą na całe życie. Wszystko zaczęło się w 2015 roku, kiedy jeszcze w ramach programu Skills Mentoring Fundacji na rzecz Nauki Polskiej wyjechałem do Holandii. Jako jednostkę goszczącą wybrałem Uniwersytet w Lejdzie, a moim mentorem był prof. Rob Verpoorte, jedna z najwybitniejszych postaci w farmakognozji i fitochemii. Ogromny nacisk kładziono tam na komercjalizację wyników badań, na patenty, na ochronę własności intelektualnej. To było dla mnie nowe i otworzyło mi oczy na wiele spraw. Wyjeżdżając po raz pierwszy na Erasmusa+ dla kadry dydaktycznej i badawczej w 2017 roku, znów wybrałem Uniwersytet w Lejdzie. Później odwiedzałem kolejne państwa i kolejne uczelnie, głównie włoskie: Uniwersytet Sapienza w Rzymie i Uniwersytet Neapolitański. Współpraca z nimi trwa do dziś i jest naprawdę owocna, również dla rozwoju pracowników mojej katedry, w tym młodszej kadry naukowej. Uważam, że Erasmus+ dla pracowników to znakomity pomysł: otwiera możliwości, inspiruje i zachęca do poszukiwania nowych dróg badawczych. Aby być na bieżąco z tym, co dzieje się w nauce światowej, trzeba podróżować. Dziś nauka nie istnieje bez kontaktów międzynarodowych. Współpraca, wymiana doświadczeń, wspólne projekty rodzą się z relacji, z rozmów, z poznawania ludzi.

Co było dla pana najcenniejsze podczas pierwszego wyjazdu?
Mój wyjazd obejmował badania oraz przygotowywanie publikacji i przedsięwzięć naukowych. To był rodzaj mentoringu, nauka pisania projektów badawczych, które spełniają wymogi Komisji Europejskiej. W Polsce brakowało wtedy szkoleń w tym zakresie. W Holandii nauczyłem się, jak myśleć o projekcie szerzej, co zrobić, żeby był spójny, logiczny, atrakcyjny merytorycznie i formalnie. Oczywiście był to też wyjazd typowo badawczy, związany z technikami ekstrakcyjnymi, czyli poszerzaniem umiejętności w zakresie ekstrakcji surowców roślinnych i ich analizy chemicznej. Zajmowałem się składem chemicznym niektórych gatunków roślin; to był wątek, który rozwijałem jeszcze przed doktoratem.

Był pan też w Niemczech.
Tak, w Würzburgu, w ramach Polskiej Misji Historycznej. Celem wyjazdu było zebranie i analiza materiałów źródłowych z tamtejszych bibliotek. Ten wyjazd pozwolił mi dotrzeć do unikatowych publikacji dotyczących roślin adaptogennych. Było to bardzo cenne dla moich dalszych badań.

Żeby nie wyważać otwartych drzwi?
Dokładnie. Dawne źródła to doskonały punkt wyjścia dla współczesnych analiz. Dziś potwierdzamy naukowo skuteczność działania roślin używanych tradycyjnie w medycynie ludowej.

Co z tych badań wynika?
W większości przypadków współczesne analizy utrzymują zasadność tradycyjnego stosowania roślin. Na przykład nasze badania nad roślinami adaptogennymi pokazują, że rzeczywiście mają one działanie immunostymulujące. Gatunki takie jak tzw. żeń-szeń syberyjski, z którego pozyskuje się owoce czy korzenie, od wieków stosowane były przez ludy Syberii i Dalekiego Wschodu jako środki wzmacniające odporność. Dziś potwierdzamy ich skuteczność w modelach zwierzęcych, które są najbardziej wiarygodnym narzędziem oceny aktywności biologicznej związków.

Nadal zajmuje się pan tymi gatunkami roślin?
Trochę się to zmieniło; rozszerzyliśmy zakres gatunków, z którymi pracujemy. Wynika to również z faktu, że każdy z doktorantów, którymi się opiekuję, wnosi do zespołu własne zainteresowania badawcze. Obecnie jeden z moich podopiecznych zajmuje się wierzbami – ale tymi gatunkami, które nie występują we florze Polski. Właśnie z wierzby pochodzi kwas salicylowy, czyli substancja, od której zaczęła się historia aspiryny.

Międzynarodowa współpraca przyspiesza rozwój naukowy?
Zdecydowanie tak – i to już na etapie powstawania publikacji. Kiedy naukowcy z różnych krajów pracują nad wspólnym tekstem, pojawiają się nowe pomysły, inspiracje i świeże spojrzenie. Taka różnorodność doświadczeń i metodologii przekłada się na wyższą jakość badań. Publikacje tworzone w międzynarodowym  gronie mają większą wartość naukową i są wysoko cenione w środowisku akademickim. Obecność partnerów zagranicznych w projektach to dowód, że naukowiec funkcjonuje w międzynarodowym obiegu idei.

W jaki sposób doświadczenia zdobyte w Holandii, we Włoszech i w Niemczech wpłynęły na kierunek pana dalszych badań i rozwój zawodowy?
Zacząłem myśleć o nauce w szerszym kontekście; zapragnąłem robić coś, co zmienia świat, co może ten świat ulepszyć. Zrozumiałem też, że sama analiza naukowa to za mało i skierowałem się mocniej w stronę komercjalizacji wyników badań. Chciałem, by efekty mojej pracy znalazły praktyczne zastosowanie, by przynosiły społeczeństwu korzyść. Zacząłem więc szukać partnerów, nawiązywać współpracę z innymi jednostkami naukowymi i przemysłem. W efekcie powstało kilka rozwiązań komercyjnych, zgłoszeń patentowych i preparatów o działaniu immunostymulującym, które trafiły na rynek.

Jakie to preparaty?
Jednym z kierunków naszych badań stały się preparaty dla pszczół. Od wielu lat mierzymy się z problemem nosemozy [choroba pszczół wywoływana przez pasożyty – przyp. red.] i globalnego wymierania pszczół. W 2012 roku zaczęliśmy więc szukać naturalnych substancji, które mogłyby chronić owady przed tą chorobą. Okazało się, że niektóre rośliny adaptogenne, na przykład żeń-szeń syberyjski, po odpowiednim przetworzeniu mają właściwości ochronne, ograniczające infekcję wywoływaną przez zarodniki Nosema. Efektem tych badań był preparat, który ostatecznie trafił do produkcji.

Pszczelarze go kupują?
Produkt został opatentowany i wdrożony do produkcji przez polską firmę leków weterynaryjnych. Cieszy się dużym zainteresowaniem – na targach pszczelarskich widzę go często na stoiskach różnych firm, elegancko zapakowany.

Co pan wtedy czuje?
Zawsze myślę: „To moje dziecko”. A właściwie, to dziecko współpracy, bo jest efektem wspólnych badań z zespołem z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i z koleżanką, która specjalizuje się właśnie w badaniach nad pszczołami.

Ma pan na swoim koncie inne patenty?
Tak, jestem współautorem patentu dotyczącego preparatu dla ludzi wzmacniającego odporność, opartego na związkach lipofilnych z żeń-szenia syberyjskiego. To innowacyjne rozwiązanie, bo większość dostępnych produktów wykorzystuje związki polarne. Naszym celem było pełne wykorzystanie surowca roślinnego i ograniczenie eksploatacji gatunku. 
Badania in vitro i in vivo potwierdziły immunostymulujące działanie preparatu, więc zdecydowaliśmy się na jego opatentowanie. W procesie wsparciem były uczelniane centra transferu technologii i rzecznicy patentowi.

Potrafi pan wskazać takie momenty podczas erasmusowych wyjazdów, kiedy myślał pan: „To doświadczenie zmieni moje badania”?
Najważniejszą lekcją z erasmusowych doświadczeń była zmiana mentalna. Uświadomiłem sobie, że wyniki badań muszą wracać do społeczeństwa, przynosić mu korzyść. Ten sposób myślenia przywiozłem ze sobą do Polski. Dziś, kiedy planuję badania, zawsze mam z tyłu głowy pytanie: Czy to, co robię, ma sens praktyczny? Czy może być użyteczne dla innych?

Czy doświadczenia z Erasmusa+ wpłynęły również na to, jak organizuje pan pracę zespołu i doktorantów?
Zdecydowanie, przede wszystkim w obszarze umiędzynarodowienia. Zawsze powtarzam młodszym kolegom: trzeba wyjeżdżać, podróżować, obserwować. Nowe, wartościowe pomysły rodzą się z kontaktu z innymi środowiskami. Nie praca w laboratorium jest najważniejsza, ale rozmowy, poszerzanie horyzontów, także światopoglądowych. Bardzo cenię erudycję, szerokie rozumienie świata i nauki, a mam wrażenie, że nasz system kształcenia coraz częściej spycha to na rzecz wąskiej specjalizacji.

Jak ocenia pan mobilności międzynarodowe w polskiej nauce? Uczelnie wspierają wyjazdy?
Mogę o tym mówić na przykładzie mojej uczelni. UMK dużo inwestuje we współpracę międzynarodową i finansowanie wyjazdów. Oprócz Erasmusa+ należymy do programu Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza, dzięki któremu pozyskujemy dodatkowe środki na mobilności. Powstały programy wyjazdowe dla doktorantów i dla doświadczonych pracowników – zarówno tych, którzy wyjeżdżają za granicę, jak i tych, którzy przyjeżdżają do nas. Sam często opowiadam na zajęciach o umiędzynarodowieniu i zachęcam do udziału w programie Erasmus+, zwłaszcza studentów III i V roku. Programy są bardzo wartościowe, pod warunkiem że umie się z nich mądrze skorzystać.

Co to znaczy mądrze skorzystać?
Utrzymać i pielęgnować kontakty. Zapraszać naukowców z zagranicy do siebie, pisać wspólne projekty, publikacje. Zdarza się, że ktoś wyjedzie raz czy dwa, a potem kontakt się urywa i zostaje tylko wspomnienie. A przecież nie o to chodzi, jeśli chcemy być na bieżąco w światowej nauce.

Jakie błędy popełniają według pana młodzi badacze podczas takich wyjazdów?
Najczęstszym błędem jest skupienie się wyłącznie na samych badaniach. Wielu młodych ludzi wyjeżdża z przekonaniem, że jedynym, co ma znaczenie, jest laboratorium: analizy, wyniki, liczby. Tymczasem to wcale nie jest najważniejsze. Najcenniejsze są relacje; te międzyludzkie, codzienne interakcje, rozmowy przy kawie, wspólne pomysły rodzące się często poza laboratorium. One budują coś, co nazywam zapleczem społecznym nauki: sieć kontaktów, znajomości, przyjaźni i zaufania. Z perspektywy czasu, po pięciu, dziesięciu latach, to okazuje się największą wartością. Bo nauka, tak jak życie, opiera się na ludziach. Dopiero gdy pozna się partnera, jego sposób myślenia, jego charakter, można budować coś trwałego: wspólne projekty, publikacje, a często i przyjaźnie na całe życie. Z tych relacji rodzą się kolejne spotkania, nowe współprace, czasem znajomości z rodzinami naszych partnerów naukowych. Z ludzkich połączeń powstaje coś, co naprawdę ma sens i trwa. 

prof. dr hab. Daniel Załuski – kierownik Katedry Botaniki Farmaceutycznej i Farmakognozji na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu – Wydział Farmaceutyczny Collegium Medicum w Bydgoszczy. Specjalizuje się w badaniach fitochemicznych i biologicznych surowców roślinnych – w szczególności roślin adaptogennych, ich metabolitów i zastosowań praktycznych w ochronie zdrowia i środowiska (m.in. w ochronie pszczół). W czerwcu 2025 r. uzyskał tytuł profesora nauk medycznych i nauk o zdrowiu w dyscyplinie nauk farmaceutycznych. Więcej na: www.wf.cm.umk.pl/pracownicy/?id=3819501

*Farmakognozja (z gr. pharmakon – lekarstwo, gnosis – wiedza) to nauka o naturalnych surowcach leczniczych, czyli o substancjach pochodzenia roślinnego, zwierzęcego i mineralnego, które mają zastosowanie w leczeniu, profilaktyce i kosmetyce.

 

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 4/2025: