treść strony

Każdy zagraniczny wyjazd poszerza horyzonty

– Bariera językowa nie jest żadną przeszkodą, jeśli człowiek ma w sobie odwagę – mówi Patryk Rudziński, który dzięki programowi Erasmus mógł obserwować, jak pracują lekarze w Niemczech i Austrii.

  • fot. archiwum prywatne

AS-Z: Jaki powinien być lekarz XXI wieku?
PR: Nowoczesny. Taki, który nie boi się wyzwań, potrafi odnaleźć się w międzynarodowym środowisku i korzysta z coraz szybciej rozwijającej się technologii.

Siedem przeprowadzek na przestrzeni ośmiu lat wspaniały wynik. Jest takie powiedzenie, że człowiek żyje tyle razy, ile zna języków. To samo można powiedzieć o wyjazdach?
Rzeczywiście każdy zagraniczny wyjazd poszerzał moje horyzonty. Już jako uczeń III Liceum Ogólnokształcącego im. płk. Dionizego Czachowskiego w Radomiu wiedziałem, że będę chciał kształcić się za granicą. Dlatego dużo czasu poświęcałem na naukę języka niemieckiego, chodziłem na dodatkowe zajęcia. W pierwszej klasie aplikowałem o stypendium United World Colleges (UWC), które przyznaje Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata im. prof. Pawła Czartoryskiego. Dzięki temu programowi uczniowie szkół średnich z całej Polski mogą wyjechać na dwa ostatnie lata nauki do jednej z osiemnastu szkół UWC. Niestety nie zakwalifikowałem się do programu, ale pod koniec drugiej klasy pojawiła się szansa na naukę za granicą w ramach działań ISSH Foundation. Przez tydzień analizowałem plusy i minusy takiego wyjazdu, finalnie postanowiłem ubiegać się o stypendium. W ten sposób trafiłem do Schaffhausen w Szwajcarii. Spędziłem tam dwa lata, które zakończyłem międzynarodową maturą.

Już wtedy myślałeś o studiach medycznych?
W liceum uczyłem się na kierunku matematyczno-biologicznym z rozszerzonym językiem niemieckim. Pomysł na medycynę pojawił się pod koniec pierwszej klasy. Kiedy więc wyjechałem do Szwajcarii, byłem już przekonany, że chcę zostać lekarzem. A jako że w Schaffhausen mogliśmy sami układać sobie plan nauki, zdecydowałem się na rozszerzoną biologię i chemię.

W twojej rodzinie były tradycje lekarskie?
Będę pierwszym medykiem w rodzinie. W tym zawodzie najbardziej przemawia do mnie to, że lekarz ma realny wpływ na poprawę jakości życia pacjentów. Poza tym trzeba dużo myśleć i wciąż rozwijać swoją wiedzę. Ważny jest też element ludzki – lekarz powinien wzbudzać w pacjencie zaufanie, zbudować z nim relację i w taki sposób z nim współpracować, aby pacjent chciał się dzielić informacjami, których nie przekaże nikomu innemu.

Od początku zamierzałeś studiować za granicą?
Tak, aplikowałem na uczelnie w Wielkiej Brytanii. Ale już wtedy sporo mówiło się o brexicie, sytuacja geopolityczna była niepewna. Zdecydowałem się więc na studia w Polsce – z myślą, że w przyszłości skorzystam z programu Erasmus. Ostatecznie wybrałem Warszawski Uniwersytet Medyczny, choć dzięki bardzo dobrym wynikom matury mogłem zdecydować się na dowolną uczelnię.

Studia medyczne są bardzo angażujące. Kiedy jest najlepszy moment na wyjazd?
Wiele osób decyduje się na wyjazd na czwartym roku, ponieważ wtedy plan zajęć nie jest tak obciążający jak na początku studiów. Ja również poszedłem tą drogą, choć już od drugiego roku trzymałem rękę na pulsie. Dowiadywałem się, na jakie uczelnie można wyjechać, sporo czytałem na ten temat, śledziłem fora i social media. Na trzecim roku studiów postanowiłem złożyć kilka aplikacji – do uczelni niemieckich i austriackich. Dostałem się na Uniwersytet w Kolonii.

Już wtedy perfekcyjnie znałeś medyczny język niemiecki?
Nie do końca. Najtrudniejszy był pierwszy miesiąc, jednak szybko uczyłem się kolejnych terminów medycznych. Poza tym na studiach jest dużo nazewnictwa z łaciny, która jest językiem uniwersalnym dla medyków. Podczas wyjazdu przekonałem się, że bariera językowa nie jest żadną przeszkodą, jeśli człowiek ma w sobie odwagę. Pokazali mi to koledzy Włosi, którzy do Kolonii przyjechali z bardzo słabą znajomością języka niemieckiego. Wykorzystywali prawie wszystkie przerwy, aby się uczyć. Świetnie zdali egzaminy.

Jest coś, co cię zaskoczyło na niemieckiej uczelni?
W Polsce mamy dużo więcej zajęć praktycznych. Poza tym u nas każdy student jest przydzielony do grupy dziekańskiej i wszystkie zajęcia ma zaplanowane na rok do przodu. A w Kolonii każdy student, w tym erasmusowicz, samodzielnie zarządza swoim czasem i siatką godzin. Wielu studentów świadomie wydłużało sobie czas studiowania, niektórzy rozpoczynali doktorat. W Kolonii spędziłem rok. Poznałem tam mnóstwo osób, głównie z Włoch i Hiszpanii. Otworzyłem się jeszcze bardziej na świat i profesję lekarza. Poczułem, że dzięki zagranicznym wyjazdom mogę poznać ten zawód z różnych pespektyw.

Pomysł na specjalizację położniczo-ginekologiczną już wtedy kiełkował w twojej głowie?
Ten kierunek wciąż się przewijał, ale barierą były dla mnie operacje. Uważałem się za osobę, która nie nadaje się do chirurgii, jednak podczas pięciomiesięcznego pobytu w Austrii, w Klagenfurcie i Villach, zmieniłem podejście do tego tematu. Wyjechałem tam na praktyki w ramach programu Erasmus+. Na oddziale ginekologii i położnictwa w Villach, gdzie spędziłem sześć tygodni, poznałem tę specjalizację od podszewki.

Po pobycie w Kolonii na pół roku wróciłeś do Polski. I znów poczułeś głód wyjazdów?
W planie miałem wyjazd na kolejną uczelnię – Uniwersytet Witten-Herdecke w Niemczech. Niestety w tym czasie panowała pandemia koronawirusa i zajęcia wyglądały zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałem. Wykłady odbywały się głównie w formie online, przez co studiowało się dużo trudniej. Ustalenie mojego planu studiów z uczelnią niemiecką okazało się niemożliwe. W związku z tym nawiązałem kontakt z biurem Erasmusa na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Usłyszałem, że uczelnia nie widzi przeszkód, abym wyjechał na praktyki – pod warunkiem że sam znajdę placówkę, w której będę mógł się uczyć. Byłem bardzo zmotywowany i rozpocząłem intensywne poszukiwania. Wysłałem prawie sto aplikacji do szpitali niemieckich i austriackich.

Za każdym razem sam wykazywałeś się inicjatywą. To droga, którą wskazałbyś innym młodym ludziom?
Zdecydowanie! Cały ciężar załatwiania formalności leży po stronie studenta. Niezbędne są cierpliwość i determinacja. I oczywiście średnia ocen to też ważny czynnik, który decyduje o tym, czy dany student dostanie stypendium, czy nie. Na przełomie stycznia i lutego 2021 r. otrzymałem informację, że przyjęto mnie do szpitali w Klagenfurcie i w Villach w Austrii.

Skoro miałeś już tak duże doświadczenie, pewnie w Austrii niewiele cię zaskoczyło?
Wręcz przeciwnie. Przeżyłem lekki szok, ponieważ mimo że językiem niemieckim posługiwałem się biegle, na samym początku rozumiałem tylko około 30 procent komunikatów. Okazało się, że na południu Austrii mieszka dużo osób ze Słowenii, Chorwacji czy Bośni. Pierwszym językiem, jaki usłyszałem w Klagenfurcie, był chorwacki. Stopniowo przyzwyczajałem się do nowego akcentu. Zaczęły docierać do mnie te dźwięki, których wcześniej nie rozumiałem. Praktyki na oddziale ginekologiczno-położniczym robiłem w szpitalu w Villach. Ten szpital bardziej sfokusowany jest na tematy ginekologiczne niż położnicze. Codziennie brałem udział w operacjach, poznałem wybitnych specjalistów od endometriozy, przyjmowałem pacjentki w poradni. Wtedy jeszcze bardziej pochłonęła mnie ta specjalizacja, mimo że większość lekarzy podkreśla jej negatywy – nocne wstawanie, dużo pracy, coraz większa liczba pozwów. Ale mnie to nie zniechęca.

W Polsce prawie 43 procent porodów kończy się cesarskim cięciem. Jak jest w Austrii?
Tam kładzie się duży nacisk na porody naturalne. Ale oczywiście wiele zależy od podejścia lekarza, który odbiera poród. Warto zaznaczyć, że w Austrii do rzadkości należą nacięcia krocza. Widziałem tylko dwa takie przypadki. W Polsce jest ich znacznie więcej.

W Austrii odebrałeś samodzielnie pierwszy poród cięciem cesarskim.
Tak, pod czujnym okiem i z asystą kierownika kliniki. To wydarzenie na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Musiałem się solidnie przygotować – sprawdzić położenie i ustawienie płodu oraz choroby czy przebyte operacje pacjentki. W efekcie urodziła się trzykilogramowa dziewczynka.

Jak polscy specjaliści postrzegani są w Niemczech i Austrii?
Mamy bardzo dobrą opinię. Polscy lekarze postrzegani są jako ci, którzy mają dużą wiedzę teoretyczną, ale trochę mniej praktyki. Sporo z nich pracuje za granicą. W Austrii i Niemczech często spotykałem polskich internistów, ginekologów, ale też chirurgów.

W naszym kraju lekarze mają duży autorytet i cieszą się szacunkiem, a zdarzają się i takie sytuacje, że ludzie bardziej liczą się z opiniami antyszczepionkowców czy polityków niż medyków. Jak jest w Austrii?
Lekarze cieszą się szacunkiem, a ruchy „anty” są trochę mniej nasilone niż u nas. Choć oczywiście się zdarzają.

Co dał ci program Erasmus?
Te wyjazdy mi pokazały, że wszystko jest możliwe i nie jest to takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Sprawdziłem się w różnych sytuacjach, co w profesji lekarza jest bardzo ważnym doświadczeniem. Ten zawód to ciągłe wyzwanie, a ja dzięki wyjazdom czuję się znacznie pewniej niż kiedyś. Poza tym możliwość zobaczenia, jak pracują medycy w Niemczech czy Austrii, dała mi szansę skonfrontowania wiedzy zdobytej w Polsce z innymi sposobami pracy. A te różnice bywają znaczne. Ja mogłem je obserwować i wybrać metody najlepsze dla pacjentki.

Co doktor Patryk lubi robić poza pracą?
Uwielbiam podróże. Program Erasmus dał mi szansę zobaczenia wielu wspaniałych miejsc. Najbardziej zachwycił mnie trip po południu Niemiec, Austrii i Polsce, który mogłem przeżyć razem ze znajomymi poznanymi na Erasmusie. Poza tym uwielbiam pływać – kontakt z wodą bardzo mnie uspokaja i pomaga oczyścić myśli. Jestem też bardzo towarzyski, chętnie spędzam czas z przyjaciółmi. I wciąż uczę się języków obcych. Poza niemieckim i angielskim zgłębiam też hiszpański.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 1/2023: