treść strony

Lekarka i modelka? To możliwe!

Joanna Ibisz nie idzie na łatwiznę – studiowała medycynę w języku katalońskim i brała udział w telewizyjnym „Top Model”. – Potrzebuję wyzwań, bo szybko się nudzę – uśmiecha się żona Krzysztofa Ibisza.

  • fot. Dominika Jeziorska

UI: Niewielu studentów i studentek medycyny decyduje się na wyjazd na Erasmusa+, a ty nie dość, że wyjechałaś kształcić się za granicą, to jeszcze w mało popularnym w naszym kraju języku katalońskim.
JI: Dziwi mnie, że studenci medycyny niechętnie wyjeżdżają na Erasmusa+. To oczywiście specyficzne i trudne studia, ale Erasmus+ to wielka przygoda, którą warto przeżyć. W naszym przypadku nie ma też mowy o wyjeździe na jeden semestr. Trzeba jechać na cały rok – takie zasady panują na medycynie, bo niektóre egzaminy zdaje się dopiero po roku. Ja zawsze marzyłam o studiach za granicą i zależało mi na Erasmusie+ w większym mieście, gdyż chciałam jednocześnie zajmować się modelingiem. Do wyboru miałam Berlin, Madryt, Barcelonę i Lizbonę. Jako że znałam język niemiecki, początkowo stawiałam na Berlin, ale okazało się, że na tamtejszej uczelni nie mogłabym podejść do egzaminu z farmakologii, bo jej program rozłożony był na dwa lata. Mnie zaś bardzo zależało na zaliczeniu tego przedmiotu w tym samym trybie, co na polskiej uczelni. W efekcie wybrałam Barcelonę i miałam nadzieję, że jakoś sobie poradzę z katalońskim.

Jednak chyba nie było łatwo?
Pierwszy semestr studiów na Universitat de Barcelona był niezwykle ciężki. Na początku w ogóle nie chodziłam na wykłady, bo i tak niewiele z nich rozumiałam. W domu tłumaczyłam podręczniki z katalońskiego na hiszpański lub angielski za pomocą Google Translate. To było naprawdę trudne! Kiedy w trakcie zajęć na uczelni musiałam odpowiedzieć na zadane po katalońsku pytanie, czułam się niepewnie, bo nie byłam w stanie się wysłowić. Egzaminy mogłam wprawdzie zdawać po hiszpańsku, ale to wciąż było trudne, bo tego języka zaczęłam się uczyć dopiero pięć miesięcy przed wyjazdem do Barcelony. W pierwszych dniach mój hiszpański był tak słaby, że na początku mylił mi się z katalońskim i nie byłam pewna, w jakim języku jest wykład (śmiech). Kiedy prosiłam wykładowców, żeby prowadzili zajęcia po hiszpańsku, jedni zbywali mnie stwierdzeniem, że w Katalonii będą mówić po katalońsku, a inni proponowali, że mogą przejść na angielski, ale nie będą mówić po hiszpańsku. Przed wyjazdem nawet nie podejrzewałam, że tendencje separatystyczne w Katalonii są tak silne.

Nie kusiło cię, by odpuścić i wrócić do Wrocławia?
Było kilka momentów kryzysowych, ale nie chciałam wyjeżdżać, bo czułam, że jak wytrwam, to potem będzie już tylko lepiej. I nie pomyliłam się. Po pół roku zaczęłam więcej rozumieć, poznałam miasto i ludzi. Dlatego też myślę, że dłuższy pobyt na Erasmusie+ jest bardziej korzystny, również ze względu na możliwość nauczenia się języka. W Barcelonie chodziłam na intensywny kurs hiszpańskiego, rok po powrocie zdałam oficjalny egzamin DELE na poziomie zaawansowanym (C1) i do dziś znajomość tego języka bardzo mi się przydaje, zwłaszcza podczas podróży.

Czego jeszcze nauczył cię pobyt na Erasmusie+?
Erasmus+ to niezła szkoła życia. Niektórzy wyobrażają sobie, że wyjazd na wymianę do Hiszpanii to jedna wielka impreza, ale nic bardziej błędnego. Trzeba się było mocno napracować. Zagraniczni studenci nie mieli żadnej taryfy ulgowej. Poza tym, zanim wyjechałam, nie byłam aż tak zaradna życiowo. Niekiedy wstydziłam się sama załatwiać bardziej poważne sprawy, a w Barcelonie musiałam sobie jakoś radzić. Dzięki Erasmusowi+ nabrałam pewności siebie i po powrocie nie miałam już żadnych problemów z załatwieniem czegokolwiek, w tym indywidualnego toku studiów na piątym i szóstym roku medycyny. Stypendium otworzyło mi też oczy na różne rzeczy. Wcześniej myślałam, że wykładowcy są tacy ważni, a ja przy nich nic nie znaczę. A w Hiszpanii okazało się, że do profesorów można mówić na ty i normalnie z nimi rozmawiać. Jeden z lekarzy, u którego odbywałam praktyki, dał mi nawet swój numer telefonu, żebyśmy mogli ustalić, kiedy mam przyjść na zajęcia. W Polsce zdarzało mi się spędzać kilka godzin w szpitalu w oczekiwaniu, aż ktoś się mną zainteresuje. Natomiast w Hiszpanii studenci traktowani są jak przyszli koledzy i koleżanki po fachu. I nieważne, czy jesteś na pierwszym, czy na szóstym roku. Bardzo mi się podobało to podejście.

A sama Barcelona? Również cię zachwyciła?
Byłam przekonana, że się tam odnajdę, choć na początku przytłoczyła mnie wielkość tego miasta i liczba turystów przy La Rambli [ulica w centrum Barcelony – przyp. red.], gdzie wynajmowałam mieszkanie. Barcelona i jej okolice mnie zauroczyły. Tam jest wszystko: morze, góry, jeziora, piękne plaże i oczywiście pyszne jedzenie.

Jak wspominasz Katalończyków?
Mają podobną mentalność do Niemców: angażują się w to, co robią, są konkretni i pracowici. Jednak trudno nawiązać z nimi bliski kontakt, bo są dość zamknięci w sobie. Miejscowi studenci nie byli zbyt chętni do zaprzyjaźniania się. Ciekawe znajomości udało mi się nawiązać dopiero za pośrednictwem Polaka, który mieszka w Barcelonie od liceum i przedstawił mnie znajomym.

Sprawiasz wrażenie osoby, która lubi sobie wysoko wieszać poprzeczkę. Znajdujesz czas, by łączyć naukę z pasją, bo już jako 19-latka brałaś udział w programie „Top Model”.
Potrzebuję wyzwań. W przeciwnym wypadku szybko się nudzę. Zależy mi na ciągłym rozwoju – stanie w miejscu nie jest opcją. Propozycje pracy w modelingu dostawałam, odkąd skończyłam 13 lat. Na pierwszym roku studiów zdecydowałam się na udział w telewizyjnym programie „Top Model”, a na drugim roku wzięłam urlop dziekański i pracowałam jako modelka m.in. w Mediolanie, Berlinie i Tel Awiwie. Pracowałam też podczas pobytu w Hiszpanii, ale akurat nie był to mój rynek.

Łączenie pracy modelki z karierą lekarki zapewne nie jest łatwe?
Wszyscy twierdzili, że to wręcz niemożliwe. W Polsce wykładowcy z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, na którym studiowałam, nie zawsze patrzyli na moją pasję przychylnym okiem. Pamiętam, jak podczas jednego z egzaminów członek komisji obruszył się, gdy siedząca obok lekarka spytała, czy wie, że brałam udział w programie „Top Model”. Powiedział wtedy, że mam się zdecydować, czy chcę być lekarką, czy modelką. Nie rozumiem takiego podejścia. Zawód modelki wciąż jest postrzegany jako frywolne zajęcie. Wielu ludziom nie mieści się w głowie, że można być lekarką i jednocześnie pozować przed obiektywem w krótkich sukienkach. Panuje przeświadczenie, że nie można być dobrym lekarzem, jeżeli nie poświęcamy tej pracy całej swojej uwagi. Dla mnie zaś zawsze był ważny balans. Nieprzewidywalny świat modelingu stanowił przeciwwagę dla uczelni, na której wszystko było z góry ustalone. Bez problemu znalazłam metodę na łączenie tych dwóch pasji – na uczelni zdawałam wszystkie egzaminy w pierwszych terminach i potem miałam dwa tygodnie ferii w zimie i trzy miesiące wakacji latem na to, by wyjeżdżać na kontrakty modelingowe.

A odpoczynek? Miałaś czas, by odetchnąć od szpitali i wybiegów?
Te wyjazdy na modowe sesje były dla mnie wypoczynkiem. Oczywiście trzeba było pracować, ale sama styczność z innymi ludźmi, obracanie się w innym środowisku dodawały mi energii. To był zupełnie inny świat.

Teraz zaś znowu bardziej niż modeling wciągnęła się medycyna. Znalazłaś niszę i zajmujesz się medycyną chińską oraz medycyną stylu życia.
Tak, nie chciałam pracować w szpitalu. Przerażało mnie, że w podstawowej opiece zdrowotnej jest tak mało czasu dla pacjenta. Szukałam w internecie lekarzy, którzy mają bardziej indywidualne i niekonwencjonalne podejście. Tak trafiłam na wspaniałą panią doktor, specjalistkę chorób wewnętrznych z warszawskiego Centrum Medycyny Zintegrowanej, która ma ponad 20-letnie doświadczenie w medycynie chińskiej i akupunkturze. Cieszę się, że aktualnie mogę pracować w jej zespole. Zależy mi na profilaktycznym podejściu do zdrowia: analizowaniu stylu życia i ustalaniu, co można zrobić, zanim sięgniemy po leki. Myślę, że po wielu latach poszukiwań i zastanawiania się, co chcę robić, znalazłam dla siebie miejsce.

A co z modelingiem?
Obecnie nie jestem związana z żadną agencją. Może za jakiś czas wrócę do pracy modelki, ale teraz chcę się rozwijać w zakresie medycyny chińskiej i medycyny stylu życia. I na tym się skupiam.

Joanna Ibisz – dyplomowany lekarz stylu życia, terapeutka medycyny chińskiej. Studiowała na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu (2010-2017), na Erasmusa+ w Barcelonie wyjechała w 2014 r. Po studiach odbyła staż w warszawskim szpitalu im. prof. W. Orłowskiego, po czym rozpoczęła szkolenia z zakresu medycyny stylu życia i medycyny chińskiej. Podczas studiów pracowała jako modelka w Polsce i za granicą, m.in. w Londynie, Paryżu, Mediolanie, Madrycie, Barcelonie oraz Chinach, Tajlandii i Izraelu. Prowadzi konto na Instagramie: @drjoanna_ lifestylemedicina oraz podcast: Be Well by Jo Ibisz.

Zainteresował Cię ten tekst?
Przejrzyj pełne wydanie Europy dla Aktywnych 3/2022: