treść strony

EPALE

Nie bój się uczyć o tym, co cię przeraża

dr Marcin Szeląg

dr Marcin Szeląg

Historyk sztuki, edukator muzealny i kurator, adiunkt na Wydziale Edukacji Artystycznej i Kuratorstwa Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, dyrektor Muzeum Regionalnego w Jarocinie. Współzałożyciel Forum Edukatorów Muzealnych i animator jego przedsięwzięć o charakterze naukowymi i badawczym. Ambasador EPALE.

portret Marcina Szeląga

W różnych czasach i kontekstach społeczno-geograficznych zakres tego, co wywołuje lęk ze względów osobistych lub kulturowych, może być naprawdę szeroki. Z reguły jednak wiąże się z tzw. trudną wiedzą, a ta z kolei obejmuje szerokie spektrum problemów, z którymi muszą mierzyć się instytucje i działający w nich edukatorzy. W zależności od rodzaju muzeów, ich tematyki oraz lokalnych kontekstów, w których działają, „kłopotliwymi” tematami mogą być: niewolnictwo, epidemia AIDS, Holokaust czy ludobójstwo w ogóle, wojna z całym jej okrucieństwem, przemoc – krócej mówiąc, doświadczenia traumatyczne.

Problematyczna wiedza może być również związana z kwestiami innego rodzaju, w tym prawami kobiet, segregacją rasową, a także nagością czy orientacją seksualną w sztuce. Te ostatnie zagadnienia są szczególnym wyzwaniem dla edukatorów pracujących w galeriach i muzeach. W debacie publicznej pojawiają się one z reguły w kontekście bardzo upolitycznionych rozważań w sprawie edukacji seksualnej i równouprawnienia mniejszości seksualnych. Mnie jednak interesują ze względu na edukację kulturową związaną ze sztukami wizualnymi. Chcę także spojrzeć na nie z perspektywy edukatora/nauczyciela – przeanalizować wyzwania, jakie pojawiają się przed osobami, które muszą stawić czoła „trudnej” wiedzy.

Akt, nagość i seksualność w sztuce

Chociaż w tradycji europejskiej, ukształtowanej na zrębach sztuki greckiej, akt i nagość zaznaczyły swoją obecność na niezliczonej ilości obrazów, rzeźb, grafik, rysunków czy fotografii powstałych na przestrzeni wieków, to wizerunek rozebranych ludzi w sztuce może budzić zakłopotanie. Zwłaszcza wówczas, gdy tego rodzaju dzieła są przedmiotem publicznych wystaw muzealnych i towarzyszących im programów edukacyjnych. Historia sztuki notuje wiele przypadków dramatycznych reakcji na organizowane w muzeach i galeriach wystawy, na których pojawiała się nagość. Do najgłośniejszych zalicza się pocięcie nożem w 1894 roku w warszawskiej Zachęcie przez malarza Władysława Podkowińskiego własnego obrazu Szał uniesień, atak sufrażystki Mary Richardson na Wenus z lustrem Diego Velazqueza w londyńskiej National Gallery (1914 rok), czy falę protestów na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych, towarzyszącą wystawie Roberta Mapplethorpe’a. Choć każde z tych wydarzeń miało różne przyczyny i wywołało odmienne skutki, to łączyło je jedno – przedstawienie aktu, nagości czy nawet nieskrywanej seksualności. Przykłady te były z pewnością spektakularne na tyle, że przeszły do historii.

Mniej widowiskowe – a tym samym mniej znane – są sytuacje związane z pracą edukatorów muzealnych, którzy na co dzień stają przed wyzwaniem rzucanym im przez nagie postacie z obrazów, grafik, rzeźb, fotografii, instalacji wideo… Niekiedy jednak i one zyskują rozgłos, zwłaszcza gdy wywołują przykre konsekwencje dla edukatorów lub nauczycieli, którzy przyprowadzają uczniów na zajęcia do muzeum. Tak było kilkanaście lat temu w przypadku Sydney McGee z Frisco w Teksasie w Stanach Zjednoczonych. Straciła ona pracę w szkole, gdy zaniepokojeni rodzice poskarżyli się dyrekcji na to, że ich dzieci podczas zorganizowanej przez nią wycieczki do Muzeum Sztuki w Dallas oglądały dzieła przedstawiające akty. Nie pomogło tłumaczenie, że odwiedziła instytucję, w której prezentuje się sztukę, a nie pornografię. Na niewiele zdały się również wyjaśnienia zaskoczonej takim obrotem sprawy dyrekcji muzeum. Przedstawiciele tej instytucji zwracali uwagę na to, że rocznie goszczą tysiące nauczycieli wraz z uczniami i obecność antycznych rzeźbiarskich przedstawień aktów czy dzieł Rodina, które stały się powodem skargi, nie budziła wcześniej poważniejszych zastrzeżeń. 

Okazało się, że w muzeum nie można bez obaw realizować zajęć edukacyjnych, a osoby oprowadzające muszą się liczyć z bardzo różnymi reakcjami na „trudną” wiedzę. „Niebezpieczeństwo” tkwi więc w pozornie najmniej spodziewanych miejscach. W tym w muzeum, w którym pokazuje się sztukę i za jej pomocą uczy. Zarazem wybitne jej przykłady pełne są aktów i nagich ciał, mogą więc katalizować emocje i prowadzić do najbardziej nieprzewidywalnych konsekwencji.

Pedagogika prewencyjna

W tej sytuacji nie należy się dziwić częstej praktyce muzeów i galerii sztuki, które stawiają na „pedagogikę prewencyjną”. Polega ona na wprowadzaniu ostrzeżeń, ograniczeń wiekowych lub cedowaniu odpowiedzialności za wejście na potencjalnie kontrowersyjną wystawę na opiekunów osób niepełnoletnich. W tym ostatnim przypadku to dorośli decydują, co mogą obejrzeć ich podopieczni. Opiekunowie stawiani są w sytuacji, w jakiej znajduje się edukator zajmujący się „trudną” wiedzą, a instytucje nie biorą odpowiedzialności za ewentualne problemy. Ofiarą takiej właśnie strategii padła Sydney McGee. Praktyki te są czasem krytykowane. Wiele lat temu w Polsce głośnym echem odbiła się sprawa umieszczenia ostrzeżenia dla osób poniżej 18. roku życia przy wejściu na wystawę Nan Goldin w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, której towarzyszył program edukacyjny poświęcony AIDS i kulturze gejowskiej.

Nagość jako wyzwanie dla edukatora i nauczyciela

Pisząc to, nie mam zamiaru stawiać zarzutów. Samo przeniesienie decyzji na opiekunów osób niepełnoletnich nie jest czymś negatywnym. Przeciwnie, często jest to jedyne właściwe rozwiązanie. Wątpliwości mogą się pojawić wówczas, gdy działalność edukacyjna muzeum lub galerii ogranicza się do cedowania odpowiedzialności na opiekunów, a taka taktyka jest traktowana jako punkt dojścia, docelowy mechanizm, a nie pierwszy krok do rozwiązywania trudności. Fakt, że tematy, w których pojawia się nagość, seksualność i erotyka zaliczają się do „trudnej” wiedzy, nie oznacza, że edukatorzy od nich uciekają, nie mierzą się z nimi i nie stawiają czoła związanym z nimi wyzwaniom. Jednym z takich przykładów był program Instytutu Sztuki w Chicago (The Art Insitute of Chicago). W tamtejszym dziale edukacji muzealnej powstały warsztaty na temat tego, jak opowiadać uczniom o nagości w sztuce. W przygotowanym na ich podstawie konspekcie dla nauczycieli, muzealnych edukatorów, administratorów szkolnych i rodziców, wprowadzenie nagości na lekcjach i w programach edukacyjnych poświęconych sztuce wykorzystano szeroko, jako sposób na:

→ podkreślenie wspólnotowości,

→ mówienie o seksualności,

→ poszerzenie kompetencji wizualnych,

→ zwiększenie wiedzy na temat kształcenia artystycznego i teorii sztuki.

Pomijając kwestie szczegółowych zaleceń dotyczących przebiegu zajęć odwołujących się do nagości w sztuce dla poszczególnych grup wiekowych, należy podkreślić decydującą rolę edukatora i nauczyciela, a tym samym ciążącą na nich odpowiedzialność za przekazywanie tego rodzaju wiedzy. Analizując potrzebę włączenia nagości do programu nauczania o sztuce, należy osadzić ją w dwóch zasadniczych obszarach. Jeden wyznaczają preferencje osobiste edukatorów, drugi – związek pomiędzy omawianymi materiałami i celami nauczanego zadania.

W tym pierwszym przypadku chodzi o odpowiedź na pytanie, czy wykorzystanie aktu jest dla edukatora lub nauczyciela problemem etycznym, związanym z jego osobistymi przekonaniami, wychowaniem, doświadczeniem, religią, sympatiami politycznymi, edukacją, płcią i orientacją seksualną – czyli czynnikami wpływającymi na jego percepcję nagości w ogóle oraz w odniesieniu do konkretnych dzieł sztuki. Intencją jest nie tylko samoanaliza nauczyciela, lecz również – jeśli istnieje taka konieczność – „przepracowanie” własnych obaw, zgodnie z przywołanym przeze mnie w tytule wezwaniem Paulo Freire: „Nie bój się uczyć o tym, co ze względu na trudność cię przerasta”.

Kontekst drugi, czyli związek między studiowanymi materiałami a celami nauczania, dotyczy przede wszystkim tego, na ile omawiane dzieło sztuki, poprzez wypowiedziane i (lub) implikowane przez nie treści oraz znaczenia, wpływa na rozumienie aktu w jego kontekstach społecznych, naukowych, ekonomicznych, religijnych, historycznych, politycznych, filozoficznych, geograficznych, psychologicznych, artystycznych i kulturowych. Krócej mówiąc – chodzi o to, aby postrzegać akt i nagość z perspektywy tego, co określa się we współczesnej humanistyce mianem studiów kultury wizualnej. Badania tego rodzaju kwestionują założenie, że widzenie umożliwia „naturalny” i „obiektywny” dostęp do otaczającego nas świata. Jest ono uwarunkowane historycznie i społecznie konstruowanymi praktykami, strategiami czy matrycami, które wpływają na to, co i jak postrzegamy. Studia kultury wizualnej pozwalają na szukanie odpowiedzi na pytania dotyczące zmiennego statusu sztuki i formy związanej z aktem. Umożliwiają analizowanie stylistycznych i treściowych podobieństw z obszaru sztuki i szeroko pojętej kultury wizualnej. Bardziej otwarte, pogłębione nastawienie, uchylające formalistyczne i stylistyczne podejście do figury, dodatkowo uruchamia kwestie społecznego i znakowego funkcjonowania ciała, płci kulturowej, relacji władzy. Informacje te są niezbędne do przygotowania ucznia/uczestnika zajęć do odpowiedzialnego korzystania z wolności wypowiedzi. Pokazują, że wprowadzana do tematu nagość i związane z nią treści mają znaczenie ze względu na ich zakorzenienie kulturowe, cywilizacyjne, potencjał poznawczy, emancypacyjny i socjalizacyjny – czyli wartości wykraczające poza zwykłą prowokację, o którą łatwo być posądzonym, wkraczając na obszary traktowane jako tabu. 

Nie ma wątpliwości, że edukator mierzy się z bardzo delikatną materią. Ważne, by potrafił wyjść poza stanowisko „pedagogiki prewencyjnej”. Nie może tylko „wyciszać” problemu albo się cenzurować w obawie przed trudną sytuacją, ani chronić za wszelką cenę „niewinności” uczniów/zwiedzających. To, jak edukator bądź nauczyciel waży podejścia do nagości i przewiduje możliwość dyskusji o niej, zależy przede wszystkim od jego wrażliwości i świadomości. Warto jednak, żeby kwestia nagości od najwcześniejszych lat pojawiała się na zajęciach dotyczących sztuki, dzięki czemu uczniowie będą lepiej radzili sobie z tą tematyką w kolejnych latach. To oczywiście bardzo ogólne założenia, w praktyce rodzi się wiele pytań. Jak należy planować treść programu edukacyjnego, jeśli w danej kulturze eksponowanie nagości wśród uczniów jest uznawane za nieodpowiednie? Jakie wobec tego można zaoferować warianty nauczania? Trzeba pamiętać, że nie chodzi o to, by odbiorców dzielić ze względu na ich preferencje, ale raczej, żeby otworzyć ich na wszelkie oferowane aktywności i możliwości. Rozwiązanie tych kwestii nie jest ani jednoznaczne, ani proste. Być może zamiast na siłę szukać odpowiedzi na te pytania, należy większe wysiłki koncentrować na ciągłych negocjacjach w celu utrzymania równowagi między umiejętnościami nauczycieli, wrażliwością odbiorców, oczekiwaniami opiekunów i programem edukacyjnym.

Bibliografia

Szeląg, M. (2011). Muzeum miejsce „niepewne”. Trudna edukacja muzealna: nagość, akt i przedstawienia erotyczne w sztuce. Muzealnictwo, 52, 253–263, bit.ly/3koAW43 [dostęp: 7.08.2020].

Źródło: platforma EPALE https://epale.ec.europa.eu/pl