treść strony

Prezydencja od zaplecza

Każde z wydarzeń prezydencjalnych organizowanych przez FRSE trwało kilka dni, ale było poprzedzone długimi miesiącami przygotowań. Gdy uczestnicy międzynarodowych wydarzeń pakowali walizki na samoloty do Polski, ekipa FRSE dopinała imprezy na ostatni guzik. Jak wygląda organizacja takich konferencji od kuchni? Rozmawiamy z Agnieszką Pietrzak-Kirkiewicz, dyrektorką Biura Promocji i Komunikacji FRSE.

  • Przed startem każdej imprezy wszystko musi być dopięte na ostatni guzik

    fot. FRSE

  • Na zapleczu zawsze piętrzą się kartony z materiałami dla uczestników

    fot. FRSE

  • Wielokrotne próby oraz zmiany bywają męczące...

    fot. FRSE

  • Do każdej imprezy przydzielony jest inny zespół projektowy

    fot. FRSE

FRSE zorganizowała cztery wydarzenia prezydencjalne, w dwa kolejne miała znaczący wkład merytoryczny. Ile czasu trwało ich przygotowanie?
Prace nad konferencjami rozpoczęliśmy rok wcześniej. Wiosną 2024 r. odbyły się pierwsze spotkania merytoryczne w Ministerstwie Edukacji Narodowej i pierwsze wizje lokalne w planowanych miejscach wydarzeń – w Lublinie, Sopocie i Warszawie. Każda z konferencji miała inny charakter i odmienną tematykę, nad każdą pracował równolegle inny zespół projektowy. Na te wydarzenia miało przyjechać starannie wybrane grono uczestników z całej Europy, więc trzeba było zadbać o najmniejsze detale.

Jakie były najważniejsze zadania, a przede wszystkim wyzwania związane z tymi spotkaniami? Czym różniły się od „zwykłych” imprez? 
Oprócz dogrania programu merytorycznego liczba wątków organizacyjnych wydaje się wręcz nieskończona. Niektóre z nich to dla każdego eventowca oczywistości – zapewnienie odpowiednich sal konferencyjnych, noclegów, wyżywienia, programu artystycznego. Wydarzenia wpisane do oficjalnego kalendarium prezydencji podlegały jednak szczegółowym wytycznym opracowanym przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Musieliśmy np. korzystać z systemu akredytacji gości wdrożonego przez KPRM, wypożyczać z urzędu specjalne komputery i drukarki do przygotowania identyfikatorów.

Ze względu na wysoką rangę i międzynarodowy charakter tych spotkań mieliśmy też nieustanny kontakt z zagranicznymi panelistami, z których każdy miał inne potrzeby i wymagania. Do tego cała oprawa promocyjna – opracowanie drobiazgowych scenariuszy każdego z wydarzeń, wizualizacje, strony internetowe i ich ciągła aktualizacja, aplikacje konferencyjne, zapewnienie transmisji online, kontakt z mediami, w przypadku konferencji młodzieżowej konieczność zakupu biletów lotniczych dla kilkuset uczestników. Wyzwaniem było zadbanie o elementy związane z dostępnością – np. w przypadku konferencji nt. edukacji włączającej zorganizowanie pokoju wyciszenia czy zapewnienie komfortu osobom na wózkach na każdym etapie wydarzenia.

Kiedy konferencja rusza, pierwsi prelegenci wychodzą na scenę, zespół projektowy oddycha z ulgą? 
Absolutnie nie! Osoba uczestnicząca w wydarzeniu przychodzi, odbiera identyfikator i materiały od uśmiechniętej ekipy obsługującej recepcję. Nie ma świadomości, że do świtu trwał montaż elementów sceny, próba generalna, że odebraliśmy w tym czasie dziesiątki telefonów i e-maili od prelegentów i uczestników z prośbami „na ostatnią chwilę”, że walczyliśmy z awarią prądu i spóźnioną dostawą wykładziny na scenę, ścigaliśmy prowadzących warsztaty o przesłanie ostatnich wersji materiałów. Gdy człowiek słucha wystąpień albo uczestniczy w warsztatach, nie wie, że ktoś ciągle czuwa nad przebiegiem wydarzenia – pilnuje kolejności prezentacji, czasu wystąpień, prawidłowego działania kabin tłumaczeniowych, transmisji online, pytań pojawiających się w aplikacji konferencyjnej, przygotowania na czas przerwy kawowej. Inna ekipa jest już w tym czasie w miejscu uroczystej kolacji, nadzorując przygotowanie sali i próbę generalną przed występem chóru...

Co było zatem w tym ogromie zadań najtrudniejsze? 
Ciągłe zarządzanie zmianą, bo każda, nawet drobna modyfikacja pociąga za sobą kolejne. Wydaje się, że wszystko mamy idealnie gotowe, a tu trach! Np. w nocy przed jedną z konferencji dowiedzieliśmy się, że będzie jednak inna kolejność wystąpień plenarnych i zmieni się tytuł jednego z nich. Dla uczestników to drobnostka bez znaczenia. A my nad ranem zmienialiśmy anglojęzyczny tekst scenariusza, program na stronie internetowej i w aplikacji konferencyjnej, a także kolejność wyświetlanych na scenie slajdów. 

Jak nad tym wszystkim zapanować?
Najważniejsze to profesjonalny i zgrany zespół. Mój właśnie taki jest. 

A po prezydencji? Zespół w końcu odetchnął? 
Nie do końca. Kiedy gasły światła na konferencyjnych scenach, a ostatni goście opuszczali sale warsztatowe, dla nas rozpoczynał się proces podsumowań, promocji rezultatów, raportowania i rozliczeń. Jednak mimo wielkiego stresu mamy z tych wydarzeń ogrom satysfakcji. Wszak kolejna szansa na udział w tak prestiżowych imprezach pojawi się prawdopodobnie dopiero w 2038 r.!

W LICZBACH 

  • 4000 km przejechaliśmy w trakcie wizji lokalnych i przygotowań (m.in. na trasach Warszawa–Lublin i Warszawa–Sopot). Tyle wynosi odległość z Warszawy na Biegun Północny.
  • 22 – w tylu punktach na mapie Lublina odbywała się konferencja młodzieżowa (od Lubelskiego Centrum Konferencyjnego i Filharmonii po Muzeum Cebularza i wystawę na Placu Litewskim).
  • 80 godzin inspirujących sesji tematycznych odbyło się w czasie konferencji młodzieżowej w Lublinie.
  • 9417 razy została wyświetlona strona www konferencji włączającej w Warszawie.
  • 47 wolontariuszy z Polski, Gruzji, Indii, Tanzanii, Białorusi i Ukrainy wspierało wydarzenia w Lublinie.
  • 5000 sadzonek dwuletniego dębu szypułkowego posadziliśmy na terenie Nadleśnictwa Lubartów, w leśnictwie Czemierniki – to w ramach konferencyjnych działań na rzecz ochrony środowiska.
  • 500 stron (więcej niż ryza papieru) zajęła elektroniczna dokumentacja wydarzeń prezydencjalnych. Oczywiście jej nie drukowaliśmy.

Rozmawiał Jan Leśny - korespondent FRSE